środa, 13 sierpnia 2014

Fantastyczna Czwórka, Niepojęte

Przygody pierwszej rodziny superbohaterów Marvela, możemy przeczytać w 37 tomie Wielkiej Kolekcji komiksów Marvela wydawanych w Polsce przez Hachette. Chociaż wiele osób podchodzi z dystansem do tego tytułu jak i do samych głównych bohaterów trzeba przyznać, że cała opowieść, a zwłaszcza jej pierwsza część to komiks na dobrym poziomie. Dlaczego warto po niego sięgnąć przekonacie się już za chwilę.

Fantastyczna Czwórka od ponad 50 lat podróżuje w czasie i przestrzeni, boryka się z problemami w tym i innych uniwersach. Wielokrotnie spotyka na swojej drodze złoczyńców, samozwańczych władców czy też alternatywne wersje swoich przyjaciół i rodziny. Wszystko to urozmaica najnowsza technologia i wynalazki tworzone przez Reed'a bardziej znanego jako Mr. Fantastic, jednak to nie jest najważniejszy element komiksu. Coś co go wyróżnia spośród innych tytułów z domu pomysłów jest "Rodzina", ponieważ to ona jest kluczem do sukcesu serii i tytułu. Tym razem powraca główny antagonista drużyny, władca Latverii - Doktor Doom. Od lat planował zawładnąć światem, jednak za każdym razem plany krzyżowała mu Fantastyczna Czwórka. Ponieważ podczas starć niejednokrotnie zawodziła technologia Doom postanowił sięgnąć do swoich korzeni i posłużyć się czarną magią. 

Udana opowieść o Fantastycznej Czwórce to połączenie przygody fantastycznonaukowej z operą mydlaną. Te dwa skrajne gatunki w bardzo łatwo jest przegiąć w jedną ze stron. Mark Waid i Mike Wieringo bardzo dobrze pokazują, jak można balansować pomiędzy tymi dwoma gatunkami. Scenariusz jest dobrze napisany i wciąga czytelnika. Mamy to przedstawione zarówno problemy F4 z ich codziennym życiem jak i Dooma, który postanawia wrócić do swoich korzeni i spróbować czegoś nowego, zapomnianego przez tyle lat. Mark Waid potrafi wyważyć napięcie i zostawić czytelnika ze szczęką na podłodze na koniec zeszytu. Genialnym pomysłem było wprowadzenie elementów mistycznych i "bariery umysłowej" jaką musi pokonać Mr. Fantastic aby ocalić swoją rodzinę. Niestety widać, że to właśnie on jest główną postacią tej opowieści i to on wydaje się najciekawszy w całym tomie. Nawet Ben, który można nazwać "swój chłop", niezbyt jest tu wyeksponowany. A szkoda, gdyż czytając komiksy z cyklu F4 to właśnie niebieskooki ulubienice ciotki Petuni jest zarówno spoiwem, komikiem i sercem drużyny. I tu również pojawia się problem. Jak już wcześniej wspomniałem, cały tom jest nastawiony na Reeda, i brak w nim całej drużyny. Zeszyty do tego albumy były rysowane przez dwóch autorów. Co ciekawe prezentują oni bardzo podobny styl, dzięki czemu nie ma zgrzytu kiedy przechodzimy do kolejnych zeszytów z innymi rysunkami. Trudno jest jednak nie zauważyć zdecydowanie większego doświadczenia i kunsztu Mikea Wieringo nad Casey Jonesem. Obaj panowie dają jednak plamę w rysowanie Sue i jej dzieci. Jedynym bohaterem, który wygląda dobrze w obu przypadkach to Thing. Cóż tak naprawdę to trzeba mieć talent, aby tę postać źle narysować. Wielka szkoda, że rysunki na okładce są zdecydowanie lepsze i ciekawsze niż te w środku.

Niestety 37 tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela wypada bardzo średnio. Dość ciekawie zapowiadająca się historia ze słabymi rysunkami nie wciąga tak bardzo jak powinna. Plusem są natomiast dodatki ponieważ mamy ich aż 13 stron. Tym razem wydawnictwo oprócz wypowiedzi scenarzysty dodało drzewo genealogiczne Richardsow, przedstawiło alternatywne drużyny oraz początki Dr. Dooma. Dzięki temu album jest naprawdę spory bo liczy sobie 196 stron. Pomimo wszystkich minusów warto sięgnąć po ten album i zapoznać się z dobrze zapowiadającą się historią, która ma swoją kontynuację w 41 tomie WKKM.


Ocena: 5/10