Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Europejskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Europejskie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 20 maja 2014

Biały Orzeł #4, Wielka draka w stolicy

"Dobre bo Polskie", "Wspierajmy nasze produkty", takie i podobne hasła można bardzo często przeczytać w gazetach lub usłyszeć w telewizji. Czasami jednak warto się dwa razy zastanowić czy to tylko propaganda, czy może naprawdę warto. Niestety w przypadku komiksu Biały Orzeł a hasłem "Dobre bo Polskie" nie możemy postawić znaku równości. Na pewno nie po przeczytaniu czwartego numeru przygód warszawskiego superbohatera.

Historia rozpoczyna się od kadrów z dwoma bohaterami. Pan Pyta i Pan Odpowiada to dwie tajemnicze i intrygujące postaci, które od wieków podróżują razem w milczeniu. Pierwszy poprzez zadanie pytanie potrafi doprowadzić człowieka do obłędu. Drugi zna odpowiedzi na wszystkie pytania we wszechświecie. Ich rozmowa może doprowadzić do apokalipsy. To oni przyczynili się do wyginięcia dinozaurów czy epidemii dżumy. Tym razem obaj panowie postanowili zawitać do Warszawy, akurat wtedy gdy no stolicę wydostaje się horda potworów zwanych zalewakami. Jak się jednak szybko okazuje Biały Orzeł nie jest sam. Wzrasta bowiem konkurencja osób z nadprzyrodzonymi mocami oraz chęcią niesienia pomocy innym.

Fabuła pierwszego, dwutomowego zeszytu "Wielka draka w stolicy" nie jest porywająca. Czuć wszechogarniające zagrożenie jednak tak naprawdę jest ono potraktowane z dużym dystansem i widać, że więcej będzie się działo w kolejnym tomie. Interesującymi bohaterami są Pan Pyta i Pan Odpowiada, wprowadzają oni pewnego rodzaju mistyczność, jednak znów jest tego za mało i trzeba czekać na dalszą część historii. Przypomina to trochę bieg na 100 metrów, w którym recenzowany zeszyt to dopiero ustawianie się w blokach. Niestety cierpi na tym fabuła, która robi się mdła. Duża część zeszytu jest poświęcona na spotkanie głównego bohatera z Obywatelem. Nowym herosem, który na własną rękę stara się zwalczać oprychów panoszących się po stolicy. Uważa, że taki sposób jest efektywniejszy niż działania skorumpowanego wymiaru sprawiedliwości. Wprowadzenie kolejnego "pomocnik" lub też sojusznika to bardzo fajny pomysł jednak Obywatel to symbioza Casey Jonesa z TMNT oraz bohatera gry Borderland. Miłym zaskoczeniem jest pojawienie się jeszcze jednego herosa. Tym razem kobiety a raczej postaci znanej z mitów i legend. Chodzi oczywiście o Syrenę, która osobą znającym troszeczkę komiksy od razu będzie przypominać bohaterkę Witchblade. Czy nowi superherosi to pomysł innowacyjny? Zdecydowanie nie, owszem można czerpać ze znanych dobrze sprzedających się wzorców jednak ewidentnie widać kopie i wariacje znanych zagranicznych bohaterów. Tworzenie team-up z piękną Syreną to dobry pomysł, gdyż wielu osobom spodobają się jej wdzięki, a może wyniknie z tego coś ciekawego.

Dialogi niestety stoją na przeciętnym poziomie. O ile autorzy starają się dodawać troszeczkę humoru, to czasami wydaje się, że robią to zdecydowanie na siłę. Warto zwrócić uwagę na niektóre wypowiedzi głównego bohatera. Dla jednych mogą się one wydać infantylne jednak jest to bardzo dobrze wpleciona inspiracja sztampowymi wypowiedziami amerykańskich superbohaterów. W stosunku do poprzednich numerów uległa modyfikacji szata graficzna. Do zespołu dołączyła nowa osoba - Rex Lokus, który odpowiada za dobór kolorów i trzeba przyznać, że wypływa to bardzo pozytywnie. Najlepiej jest to widoczne na ilustracjach zajmujących całe strony. Trzeba przyznać, że tym razem nie poskąpiono i czytelnik będzie miło zaskoczony oglądając bohaterów i widowiskowe sceny w dużym formacie.

Czytając tytuł "Wielka draka w stolicy" przychodzi na myśl film z 1986 roku zatytułowany "Wielka draka w chińskiej dzielnicy" i o ile w tym drugim mamy ciekawe zwroty akcji, dobrze przedstawionych bohaterów, dynamicznie rozwijającą się fabułę, to w tym pierwszym tego wszystkiego brakuje. Owszem, trzeba pamiętać, że jest to pierwszy zeszyt, ale czy po słabym pierwszym numerze część czytelników będzie chciała sięgać po kolejny numer? Warto jednak dać szansę i zobaczyć jak rozwinie się sytuacja pomiędzy Białym a Syreną i czy stolica przetrwa atak wodnych potworów. Po raz kolejny trzeba stanąć przed dylematem, czy dawać kredyt zaufania autorom komiksu, czy też nie.

Ocena: 3/10



 Egzemplarz recenzencki udostępniony przez Bestiariusz.pl

sobota, 19 kwietnia 2014

Norka zagłady

Coraz częściej możemy się spotkać z niekonwencjonalnymi metodami nauczania dzieci i młodzieży. Powstają edukacyjne filmy, gry czy książki, ostatnio zaczęły pojawiać się też komiksy. Wypełniają one lukę pomiędzy rozrywką, jaką niosą „zwykłe” rysunkowe opowieści a historią, przekazującą wartości moralne. Ciężko jednak zachęcić młodego czytelnika do tego typu komiksu, kiedy ma do wyboru komediowego „Kaczora Donalda” czy brutalnych i heroicznych superbohaterów.

Tomasz Samojik jest polskim twórcą komiksów mieszkającym na skraju Puszczy Białowieskiej. Przelewa on na papier swoją pasję związaną z tym miejscem, tworząc przy tym zabawne i pouczające opowieści dla najmłodszych.

„Norka zagłady” to kontynuacją przygód ryjówek zamieszkujących krainę o nazwie Dolina ryjówek. W poprzedniej części, zatytułowanej „Norka przeznaczenia”, mali przyjaciele z głównym bohaterem – Dobrzykiem - na czele musieli stanąć przeciwko człowiekowi i jego wpływowi na dolinę. Tym razem będą musieli zmierzyć się z inwazją norek amerykańskich, które mają zamiar zagarnąć całą krainę tylko i wyłącznie dla siebie. Chociaż w „Norce zagłady” udało się w dość ciekawy sposób dokonać antropomorfizacji, nadając historii lekki posmak fantastyki, to rysunki Samojlika niestety nie zachwycają. Są bardzo uproszczone i niedopracowane. Kreska jest prosta, a tła bardzo barwne.
 

Owszem, autor odwzorowuje cechy charakterystyczne poszczególnych zwierząt i owadów, ale nie czyni tego z dużą dokładnością. Z drugiej strony, brak detali pokazuje jednak do kogo jest kierowana jest cała historia. W „Norce zagłady” nie znajdziemy również typowego komiksowego języka.

Samo wydanie prezentuje się bardzo dobrze. Dostajemy wysokiej klasy papier z drukiem doskonałej jakości, a wszystko to zamknięte w twardej oprawie. Akcja rozgrywa się w dobrym tempie, momentami niesie za sobą zabawne sytuacje. Komiks pokazuje, że bycie dobrym zawsze przynosi pozytywny efekt oraz, że gdy wyciągniemy do kogoś pomocną dłoń, w przyszłości ten fakt zaprocentuje. Dowiadujemy się również jak ważne jest dbanie o otaczające nas środowisko. Dodatkowo w zeszycie znajdziemy ciekawostki dotyczące polskiej przyrody. Związane jest to z miłością autora do Puszczy Białowieskiej. Odsyła on czytelnika do załącznika, w którym przekazuje wiedzę w sposób zgrabny i interesujący.


Również starsi czytelnicy znajdą w „Norce zagłady” coś dla siebie, chociaż znacznie mniej niż najmłodsi. Warto zauważyć, iż główny antagonista przypomina Darth'a Vader'a z „Gwiezdnych Wojen”, z drobną różnicą. Zamiast hełmu na głowie nosi on budkę dla ptaków. Nie brakuje również dowcipów związanych z jego oddechem i nawiązań do bohatera sagi Lucasa.

„Norka zagłady” skierowana jest przede wszystkim do dzieci. Niesie ona wiele wartości wychowawczych i edukacyjnych, które w tak ciekawej formie przynoszą wiele radości. Jest to dobry sposób na zaszczepienie pasji komiksowej rodzica w potomku. Tego typu publikacje są ważne zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy zarówno gry, książki i filmy emanują przemocą i strachem. W „Norce Zagłady” dostajemy natomiast coś bardzo pogodnego jak na realia komiksowe. Warto podkreślić, że jej wydanie jest dobrym posunięciem ze strony wydawnictwa – nie można bowiem skupiać się tylko i wyłącznie na ofercie przeznaczonej dla dorosłych czytelników. Warto kształcić świadomość komiksową wśród dzieci, które w przyszłości staną się potencjalnymi czytelnikami. 

Ocena: 4/10 

 

czwartek, 27 lutego 2014

Psychopoland

Co może zdziałać jedna odmowa urzędnika, który chce postępować słusznie i według prawa? Jaką lawinę zdarzeń może za sobą pociągnąć? Na te pytania odpowie nam komiks „Psychopoland” stworzony przez duet Chmielu (scenariusz) i Piotr Białczak (scenariusz i rysunki). Dzięki ich wizji poznamy mroczną stronę polityczno-społeczną naszego kraju oraz brutalną walkę o swoje. Nie ważne jak, byle dopiąć celu.

W komiksie przedstawiono bardzo przerysowany i wykrzywiony obraz naszego kraju jak i społeczeństwa. Jak wskazuje sam tytuł, jest ona absurdalna i brak w niej logiki, co doprowadza do przerażenia wśród czytelników mających świadomość bliskości tego absurdu w codziennym życiu. Przedstawiony świat jest przytłaczający, a jego mieszkańcy sami nakręcają spiralę nienawiści pełną żalu i zawiści (bardzo dobrze obrazuje to kadr szczerzenia zębów u jednego z bohaterów, który jest porównany do grymasu małpy). Na ulicach dominują mieszkańcy z powykrzywianymi twarzami pełnymi gniewu i agresji, a w języku przeważają wrzaski i wulgaryzmy. Chmielu i Białczak nie oszczędzają bohaterów i czytelników. W komiksie króluje cwaniactwo i chamstwo, każda z postaci jest przesiąknięta brudem i brakiem moralności. Dzięki temu autorzy przedstawili sytuacje, w których nawet najmniejszy impuls może każdego popchnąć do zbrodni. 

Pomimo klimatu, jaki tworzą rysunki, scenariusz nie jest rewelacyjny. Na początku rozwija się on bardzo wolno i brak w nim płynności. Wiele osób chętnie rozprawiłoby się w podobny sposób co jeden z bohaterów, z biurokratycznymi urzędnikami. Łatwo sobie wyobrazić kogoś przeżywającego załamanie nerwowe, które popycha głównego bohatera do takich działań. W końcu każdy z nas jest przeciętnym obywatelem swojego miast. Akcja toczy się w dobrym tempie i autorzy zadbali o to, by czytelnik się nie znudził. Umiejętnie wykorzystują retrospekcje i robią swego rodzaju karuzele scen, dzięki czemu czytelnik czuję się równie skołowany i zagubiony jak główny bohater. Oczywiście, po pewnym czasie nie ma z tym problemu, jednak na samym początku taki sposób narracji może być dla niektórych uciążliwy. Komiks przykuwa uwagę oraz intryguje, ma również cechy dobrego thrillera osadzonego w naszych przerysowanych realiach.

Brutalne rysunki Piotra Białczaka nadają charakter całej opowieści. Dzięki wykorzystaniu czerni i bieli otrzymujemy przygnębiający obraz. Wszystkie grafiki starają się być bardzo realistyczne, oczywiście do pewnego stopnia. Tłum, obywatele, bohaterowie, zwłaszcza na samym początku, są trudno rozpoznawalni. Wszystkie twarze wydają się do siebie podobne, a rysy prawie identyczne. Czytelnik czuje się dzięki temu lekko skołowany. Kadrowanie i zabawa światłem i cieniem również stoją na wysokim poziomie. Dobre ujęcia, przypominające filmowe kadry, wielokrotnie zaskakują czytelnika. Niestety, są też i minusy. Niektóre grymasy twarzy niekoniecznie odzwierciedlają to, co zostało przedstawione w sytuacji lub dialogach (zdarzają się i takie, które są zdecydowanie nietrafione). Warto również wspomnieć o okładce. Zdecydowanie przykuwa ona uwagę, a jednocześnie może wprowadzić troszeczkę w błąd. Przypomina klimatem stalkera z post-apokaliptycznego świata. Co prawda, bohater okładki pojawia się w albumie, jednak na pierwszy rzut oka mamy inne skojarzenia co do komiksu.

„Psychopolandu” nie można nazwać komiksem ani dobrym, ani złym. Należy on do specyficznej kategorii komiksów, jest skierowany tylko do pewnego grona czytelników, którzy lubią po lekturze komiksu zastanowić się i zadać sobie pytanie: „Co ja bym zrobił na miejscu głównego bohatera?”. Osoby spragnione mocnych wrażeń będą zadowolone, ponieważ album przepełniony jest wulgaryzmami i brutalnością. Warto również wspomnieć o wydaniu. Duży format i twarda okładka na pewno wyróżniają tę pozycję na półce, odstraszyć może jednak cena. Niemniej komiks nie jest dla wszystkich, przedstawia on naszą codzienność z najgorszej możliwej strony.


Ocena: 3/10


Egzemplarz recenzencki udostępniony przez Bestiariusz.pl

czwartek, 19 grudnia 2013

Rigor Mortis Arcygeniusz Zła - Epizod I: Upadek

„Rigor Mortis Arcygeniusz Zła” to komiks włoskiego autora, Riccardo Crosy. Za polską edycję tej humorystycznej opowieści fantasy odpowiada Black Monk Games, wydawnictwo dotychczas znane głównie za sprawą genialniej gry karcianej „Munchkin” oraz „Zombicade”. Cała historia mrocznego władcy rozgrywa się w Kragmorth, umieszczonym gdzieś daleko w kosmosie, na granicy wszechświata. Osobliwą cechą tego miejsca jest fakt, że przechodzą przez nie magiczne prądy, znacznie zmieniające działanie znanych nam praw fizyki.

Akcja pierwszego tomu, zatytułowanego „Upadek”, toczy się praktycznie w całości w mieście Mor-Ankharas, zamieszkiwanym przez typy spod ciemnej gwiazdy, zwaśnione rasy i różnego rodzaju podobne kreatury. Wśród nich jest tytułowy Arcygeniusz Zła – Rigor Mortis, zwany również Mrocznym Władcą. Z uwagi na jego chciwość, ciąg do pieniądza oraz paranie się czarną magią nie ma wątpliwości, że jest on antybohaterem, klasycznym przykładem kanciarza i kombinatora. Jego aparycja ciekawie z tym koresponduje: odziany w czerwony płaszcz trupia postać przypomina połączenie znanych ze Świata Dysku Rincewinda ze śmiercią. Pomocnikiem Rigora jest tępy osiłek imieniem Romulus. Choć sługa Mrocznego Władcy nie należy to najbystrzejszych, to okazuje się, że w Kragmorth kobietom zdecydowanie imponują muskularnie mężczyźni o sylwetkach kulturystów.

Komiks pełen jest słownych i sytuacyjnych gagów, choć całość owiano mroczną, magiczną aurą. Każda z postaci pojawiająca się na kartach opowieści posiada swój komediowy posmak. Dobry przykład stanowią mroczny demon imieniem Oko-Shimel oraz jego niewolnicy. Ci drudzy bardzo przypominają Bóla i Panika z animowanego filmu „Hercules”. Na tym jednak humorystyczne odniesienia do innych dzieł kultury się nie kończą, by wspomnieć chociażby o karykaturach wszechpotężnego Cthulhu. Riccardo Crosa żongluje znanymi konwencjami, bohaterami oraz wątkami. I trzeba przyznać, że wychodzi mu to naprawdę bardzo dobrze.

Oprawa graficzna również stoi na wysokim poziomie, zwłaszcza jeżeli chodzi o bohaterów drugoplanowych i płeć piękną. Ciekawym zabiegiem jest połączenie Rigora z ciałem przepięknej nagiej niewiasty, które to rozwiązanie sprawia, że męska część odbiorców niejednokrotnie będzie miała na czym zawiesić oko. Warto również zwrócić uwagę na Mor-Ankharas. Plenery są świetnym uzupełnieniem całości przygody. Zaznaczyć trzeba również, że komiks jest czarno-biały, co w ostatecznym rozrachunku okazuje się dobrym wyborem twórcy. Zabieg pozbawienia historii kolorów z jednej strony oddziałuje na wyobraźnię czytelnika, z drugiej – dodaje smaczku samej opowieści .

Atutem komiksu są umieszczone w tomie dodatki. Na początek dostajemy wstęp autorstwa Darii Pilarczyk, w którym dowiadujemy się nieco o planach wydawnictwa związanych ze światem Kragmorth. Kolejny dodatek to historia Cesarstwa i całego świata, dzięki którym po przeczytaniu komiksu możemy uzupełnić swoją wiedzę o tym uniwersum. Dostajemy również mini fragment powieści o Rigorze oraz wzmiankę o Larrym Elmore – słynnym twórcy ilustracji do D&D oraz Dragonlance. Nie zabrakło również promocji gry karcianej „Tak, Mroczny Władco!”, bezpośrednio nawiązującej do postaci Rigora. Jakby tego było mało, do rąk fanów oddano jeszcze dwa szkice bohaterów pierwszego tomu, które są bardzo dobrym dodatkiem utrzymanym w klimacie całego komiksu. 

„Upadek” to zdecydowanie dobry komiks, przy którym trudno jest się nudzić. Akcja pędzi niczym ekspres nie dając czytelnikowi złapać kolejnego tchu przy salwach śmiechu. Historia wciąga i bawi, jak mało która. Dzieło włoskiego twórcy śmiało konkurować może z najlepszymi komiksami zza oceanu. Zwłaszcza, jeśli dodatkowo weźmiemy pod uwagę wspomniane, czarno-białe rysunki oraz liczne dodatki, dzięki którym mamy możliwość zagłębienia się w świecie Kragmorth nie tylko w sferze komiksowej. Gdyby szukać w „Upadku” wad, można byłoby wskazać jedynie na dialogi, które sprawiają wrażenie schematyczne i niekiedy dość topornych. Nie zmienia to jednak faktu, że uniwersum Rigor Mortis, ów szalony, pełen humoru i magii świat, jest zdecydowanie warty poznania.  

Ocena: 8/10



Bardzo dziękuje Wydawnictwu Black Monk za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Assassin's Creed 1, Desmond

Serii Assassin's Creed nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Gra wywarła tak duży wpływ na społeczeństwo, że osoby nie interesujące się tym rodzajem rozrywki słysząc ten tytuł są w stanie powiedzieć co to jest. Wiadomo również, że jest to kura znosząca złote jajka, co można zaobserwować gdyż oprócz masy gier, różnych gadżetów i książek przyszedł czas na komiksy. Wydawnictwo Sine Qua Non podjęło się wypuszczenia na nasz rynek właśnie tej serii, na fali popularności assasynów. Jak się jednak okazuje, było warto, gdyż komiks stoi na wysokim poziomie.

Desmond Miles, główny bohater opowieści (jak również gry) i ostatni z Asasynów, został uwięziony w najnowocześniejszym laboratorium naukowym kierowanym przez Templariuszy. Wbrew jego woli zostaje poddany serii testów, która mają na celu rozszyfrować tajemnice cennego dziedzictwa assasynów. Służy do tego zaawansowane technologicznie urządzenie zwane Animus, pozwalające przeglądać przeszłość przy użyciu pamięci genetycznej. Za pomocą urządzenia zwanego Animus zakon cofa go do przeszłości, do czasów starożytnego Rzymu, gdzie Desmond wciela się w swojego przodka – Aquliusa za pomocą pamięci genetycznej. Dzięki temu Templariusze mają możliwość obejrzenia przeszłości rodu Asasynów i rozwiązania tajemnicy ich cennego dziedzictwa.

Strona graficzna stoi na dobrym poziomie. Komiks wydany jest w dużym formacie co pozytywnie wpływa na wielkość poszczególnych klatek na stronie. Warto na początku zwrócić uwagę na okładkę, która przyciąga uwagę. Prezentuje ona połowę twarzy Assasina, nadając jej tajemniczości i zachęcając do sięgnięcia po komiks. Za rysunki odpowiada Djillali Defali, w którego pracach godne uwagi są konstrukcje plansz oraz dynamika kadrowania. Niestety sceny walki oraz mimika postaci wypada słabo. Na szczęście nie ma tego zbyt dużo. Spowodowane jest to chęcią stworzenia czegoś realistycznego a niestety wychodzi sztucznie. Bez problemu można by było zastąpić kadrami z gry i wyszło by to na dobre. 

Scenarzysta Eric Corbetran znany z pracy nad XIII - Mystery, rzuca nas na głęboką wodę. Początkowo osoba nie obeznana z grą może się zagubić. Cała historia odwołuje się w dużej mierze do gry, jednak wprowadzone są również dodatkowe elementy, w tym Aquilius - assasyn z czasów Imperium Rzymskiego. Wszystkie elementy fabularne są wprowadzane konsekwentnie i chociaż wymagają u czytelnika dużego skupienia, zbierają się w jedną spójną całość. 

Bohaterowie serii Assassin's Creed znani są na całym świecie, a komiks ukazał się również w Danii, Francji, Niemczech oraz Kanadzie. Nie porywa on oryginalnością lub też warstwą graficzną, co prawda przekraczamy granice czasu i nauki, lecz to dopiero początek przygody. Na plus wypada jednak założenie skończenia historii w trzech tomach. Zagorzali fani marki AC będą zachwyceni poprzez możliwość dalszego zgłębiania tego uniwersum, natomiast osoba sięgająca po komiks z czystej ciekawości może się rozczarować. Jest to niewątpliwi ciekawe doświadczenie, przeniesienie gry na łamy komiksu, który rządzi się zupełnie innymi prawami. Pierwszy tom to powolne badanie terenu, które wypada średni, jednak warto obserwować jak cała historia się rozwinie.

Ocena: 6/10




Bardzo dziękuje Wydawnictwu SQN za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

niedziela, 23 czerwca 2013

Thorgal, Młodzieńcze lata, tom 1

Mieliśmy już komiksowe przygody Młodego Indiany Jonesa, Sherlocka Holmsa czy też drużyny Tine Titans czy Younge Avengers gdzie dostajemy młodsze odpowiedniki znanych i kochanych superbohaterów. Tym razem przyszedł czas na młodszą wersję „Gwiezdnego Dziecka”, którego chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, ponieważ Thorgal stał się ikoną popkultury komiksowej naszej ery. Wydawnictwo Le Lombard postanowiło uraczyć nas trzecią serią poboczną rozgrywającą się w świecie Wikingów. Oczywiście za polskie wydanie odpowiedzialny jest Egmont, który oprócz klasycznych przygód pozwala nam śledzić przygody Louve i Kriss De Valnor. Teraz przyszedł czas na Thorgal: Młodzieńcze Lata.

Jedna z najbardziej surowych i długich zim, nawiedziła krainę zamieszkałą przez Wikingów Północy. Tym samym zwiastując nieuniknione widmo głodu. Bezwzględny król Gandalf Szalony wraz z oddziałem najsilniejszych wojaków, wyruszył w daleką podróż, w poszukiwaniu jedzenia. Pod jego nieobecność na tronie zasiadł jego syn piętnastoletni Björn, pałający wielką nienawiścią do nastoletniego barda. Aby przebłagać Bogów i zdobyć ich przychylność młody władca postanawia posunąć się do ostateczności i złożyć w ofiarę z człowieka. Postanawia on upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu pozbywając się zarazem znienawidzonego konkurenta. Wybór nieszczęśnika jest prosty - zostaje nim wyklęty przez wikingów skald. Los jednak sprzyja Thorgalowi, którego śpiew zwabia do zatoki trzy długie paszcze – dorosłe wieloryby. Jak to zwykle bywa, ogromne zwierzęta nie są zwykłymi waleniami a tytułowymi siostrami Minkelsönna. Tylko przybrany syn dawnego króla Wikingów Północy może zdjąć klątwę i przywrócić im dawną postać.

„Trzy siostry Minkelsönn” to próba stworzenia początków bohaterskiego Thorgala, podjęta przez Yanna, który otrzymuje dużą dowolność w tworzeniu i kreowaniu dzieciństwa młodego wikinga. W głównym cyklu otrzymaliśmy szczątkowe informacje odnośnie tych lat, tak więc autor musi się odnosić tylko do tych głównych informacji natomiast cała reszta to pusta kartka, którą może wypełnić. Jest to ciekawe udogodnienie w przeciwieństwie do serii Louve. Innowacją na jaką porwał się Yann jest brak zamknięcia całej historii w jednym zeszycie. Z jednej strony fani przyzwyczajeni do wcześniejszych przygód mogą się bardzo zdziwić przerwaniem akcji, a z drugiej miło zaskoczyć takim rozwiązaniem. Nie zabrakło oczywiście błędów. Jednym z nich jest określenie „syn gwiazd”, które pada z ust samego Thorgala. Jak wiemy dużo później dowiaduje się on o swoim prawdziwym pochodzeniu. Nie zabrakło również ciekawych nawiązań i powrotów znanych postaci w nowym stylu. Warto wspomnieć o bardzo sprytnym wprowadzeniu motywu tajemniczej kobiety z wieży, która fani serii poznają bez problemu. Pomimo chęci oraz bardzo dobrego ukazania relacji Thorgal – Aaricia, Yannowi brakuje tego czegoś co wychodziło spod póra Van Hamme. Ważne jest jednak to, że nie stara się on go naśladować. Tworzy barwną opowieść składającą się z wcześniej postawionych punktów i wykorzystuje kruczki z głównej serii jak choćby odniesienie do skalda.

Niewątpliwie w „Młodzieńczych Latach” bryluje Roman Surżenko. Początkowe plansze są mroczne i pełne chłodu. Utrzymanie zimnej kolorystyki poteguje doznania jakich doświadczamy na poszczególnych kardach. Zima jest główną scenerią dominującą w tym albumie, jednak rosyjski rysownik nie traci charakterystycznego stylu Thorgala i bardzo dobrze się w nim odnajduje. Warto również zwrócić uwagę na kontrastujące wnętrza, chat i jaskiń, gdzie przy ogniu otrzymujemy istne arcydzieła światłocienia i blasku palenisk. Tym samym dostajemy dwa światy, które jak wspomina sam Rosiński są wykonane na dobrym poziomie. Postać samego Thorgala nie jest kalką czy też podróbką, lecz dobrze przedstawionym zbiorem cech głównego bohatera, które mogliśmy obserwować w jego późniejszych przygodach z głównej serii komiksowej.
Pierwszy tom Młodzieńczych Lat najlepszy z dotychczasowych spin-offów jakie ostatnio mogliśmy czytać dzięki wydawnictwu Egmont. Pozostawia on pozytywne wrażenia, zwłaszcza jeżeli chodzi o doznania wizualne. Dzięki Romanowi Surżenko możemy na nowo obcować ze starym dobrym światem Thorgala. Autorzy decydując się na ukazanie młodszej wersji bohatera rzucili się troszeczkę na głęboką wodę, lecz nie poszli na dno, tylko dostali wiat w żagle. Seria zapowiada się bardzo dobrze zwłaszcza dzięki postaci Björna, który na pewno do popalić młodemu Thorgalowi. Pozostaje nam tylko czekać aż kolejne karty historii trafią w nasze ręce.

Ocena: 8/10


Egzemplarz recenzencki udostępniony przez Bestiariusz.pl
 

środa, 15 maja 2013

Biały Orzeł, Pierwszy lot

Każdy fan Iron Mana, Supermana czy Batmana, zawsze marzył o tym, aby w naszym kraju też działał jakiś superbohater. Amerykanie mają swojego kapitana, w Londynie działa Kapitan Britain, tak więc dlaczego nie stworzyć czegoś naszego. Podjęli się tego Adam i Maciej Kmiołek tworząc pierwszego polskiego superbohatera "Białego Orła".

Głównym bohaterem jest Alek Poniatowski, prezes firmy TechCorp, która opracowuje nowe technologie dla rządu. Oczywiście u przy jego boku nie może zabraknąć pięknej żony Alicji, oraz przyjaciela i wspólnika Wiktora Rossa, który jak to w przypadku komiksów bywa ma zapędy na stanowisko Aleksa. Wszystko rozpoczyna się od wypadku w którym Poniatowski w tajemniczych okolicznościach wypada z piętnastego piętra swojego biurowca. Dzięki determinacji, wsparcia rodziny oraz technologi udaje mu się przełamać ograniczenia spowodowane wypadkiem i stać się Białym Orłem. Postanawia wraz ze swoim jajogłowym pomocnikiem Hudinim dowiedzieć się co tak naprawdę stało się tamtej nocy w TechCorp. Doprowadza go to jednak do wielu przygód związanych nie tylko z jego ojcem ale i serum, które doprowadziło go do obecnego stanu.

"Pierwszy lot", zawiera trzy pierwsze przygody naszego rodzimego superherosa. W których dowiadujemy się o jego początkach, które przypominają znane z amerykańskich komiksów wątki. Niemniej cała konwencja jaką przedstawili Kmiołkowie w swoim komiksie jest jak najbardziej dobrze przedstawiona. Można się w niej na siłę doszukiwać, elementów znanych z innych komiksów, jednak nie jest to takie istotne. Ważne jest to, że wzorce z których obaj panowie czerpią są klasykami, które urosły do miana kultowych motywów. Zdecydowanie dobrym przedsięwzięciem jest tworzenie zeszytów i wydań zbiorczych, zdecydowanie tych pierwszych brakuje na polskim rynku komiksowym.

Świat otaczający jest ściśle określony jeżeli chodzi o miejsca. Mamy to w opisach jednak rysunki tego aż tak bardzo nie odzwierciedlają. Pojawiają się charakterystyczne dla stolicy budowle jak Pałac Kultury, jednak to za mało aby w toku akcji dało się odczuć tętniącą życiem metropolię. Na duży plus wypadają bohaterowie. Zarówno tytułowy Biały Orzeł jak i pojawiający się w trzecim zeszycie tajemniczy Wyklęty Rycerz. Pierwszy i drugi trzymany jest w konwencji idealizowania sylwetki, jednak widać kunszt i serce jaki wkłada autor w każdy szczegół. Nie mamy tu również zbytniego przesytu jeżeli chodzi o detale i dziwną technologię, co umożliwia nam osadzenie komiksu w realiach niedalekiej przyszłości. Fabuła rozwija się w dobrym tempie i można założyć, iż autorzy mają większe plany co do niektórych bohaterów. Zwłaszcza, że wprowadzają pewien rodzaj mistyki, na której rozwój przyjdzie nam zapewne poczekać. Dialogi może nie powalają, lecz nie są one toporne i w miarę dobrze się je czyta. Nie mamy przegadanych sytuacji, ani tautologicznych sytuacji. Każdy z bohaterów ma też swój styl wypowiedzi i autorzy nie boją się używać ciętego języka w odpowiednich sytuacjach.

Biały Orzeł to propozycja obok której nie można przejść obojętnie. Bardzo dobrze wpisuje się na polskim rynku komiksowym jako forma zeszytowa, której od kilku lat tak brakuje. Temat jest ciekawy i z pewnej strony nowatorski. Widać, że "Pierwszy lot" sprawdzenie grunty i rozbieg dla dalszego działania, które ma sprawić, że nasz pierwszy polski superbohater wzniesie się bardzo wysoko.

Ocena: 7/10


niedziela, 10 marca 2013

Asterix, tom 15 "Niezgoda"

Jest rok 50 przed narodzinami Chrystusa. Cała Galia jest podbija przez Rzymian. Cała? Jedna, jedyna osada, zamieszkała przez nieugiętych Galów, wciąż stawia opór najeźdźcom i uprzykrza życie legionistom rzymskim stacjonującym w obozach Rabarbarum, Akwarium, Relanium i Delirium.”

Przygody dzielnego Gala Asteriksa i jego wesołej wioski, rozbawiają kolejne pokolenia miłośników opowieści rysunkowych od ponad pięćdziesięciu lat. Komiks miał swój debiut na łamach magazynu „Pilote”, w październiku 1959 roku. Seria stworzona przez Rene Goscinnego (odpowiedzialnego za scenariusz do 24 albumów) oraz Alberta Uderzo (rysownika, który później zajął się również scenariuszem do przygód Galów). Stworzyli oni nie tylko wspaniały duet w swoich historiach, lecz również duet scenarzysta-rysownik. Dzięki czemu francuski komiks obu panów jest znany na całym świecie, a przygody ich bohaterów były wielokrotnie animowana i ekranizowane.

W piętnastym albumie komiksowych przygód zatytułowanym „Niezgoda” nasi bohaterowie żyją sobie w spokoju, wzajemnej życzliwości i zgodzie, planując urodziny Asparanoiksa - wodza wioski. Tymczasem w Rzymie Cezar ze swoimi senatorami rozgrywają polityczne porachunki. Władca imperium żąda pieniędzy i wojska na kolejne wyprawy, lecz opozycja uważa, że należy najpierw zaprowadzić porządek w krajach już podbitych. Oczywiście chodzi o jedyną wioskę Galów, która ciągle stawia opór „niepokonanym” legionistom. Rzymianie wiedzą, że siłą nie są w stanie ich złamać, dopóki będą oni w posiadaniu magicznego wywaru. Cezar zwołuje więc naradę podczas której, jeden z uczestników proponuje, by do rozbicia solidarności wrogów wykorzystać wichrzycielskie zdolności Tuliusza Destrukcjusza wytrawnego siewca niezgody. Asteriks wraz z przyjaciółmi będzie musiał zmierzyć się z zagrożeniem jakie ich jeszcze nie spotkało. A co z tego wyniknie, trzeba się przekonać samemu sięgając po ten album przygód Galów.

Najnowszy tom przygód zbliża powoli czytelników do końcówki wznowień trzeciej edycji albumów wydawanych przez Egmont. Historia Asteriksa i Obeliksa jak zwykle okraszona jest inteligentnym humorem, stworzonym przez Rene Goscinnego. Oprócz licznych gagów sytuacyjnych i słownych, komiks przekazuje czytelnikom pozytywne wartości jakimi w przypadku tego tomu są relacje międzyludzkie na podstawie zgody i przyjaźni. A przy okazji prezentowane jest to w humorystyczny i barwny sposób.
Jak to zwykle bywa w przygodach Asteriksa i Obeliksa nie zabraknie charakterystycznych postaci. Warto zwrócić uwagę na głównego sprawcę zamieszania czyli Tuliusz Destrukcjusz, który wprowadza zamęt wszędzie tam gdzie się tylko pojawi. Zarówno w senacie, wiosce galów, obozie legionistów czy też na galerze, która go przewozi. Nie zabrakło również mojej ulubionej części, czyli spotkania z piratami. Tym razem w troszeczkę innym wydaniu niż zwykle, co może pozytywnie zaskoczyć czytelnika. Nie zabraknie również nawiązań do różnego rodzaju osób. Tym razem mamy do czynienia z postacią króla Pyrrusa oraz karykaturą włoskiego aktora Lino Ventury, znanego głównie z ról policjantów. Wszyscy bohaterowie ukazują ludzkie słabości i pragnienia wywołane wpływem Destrukcjusza, oczywiście przerysowane i w krzywym zwierciadle.

Wspaniałe rysunki do których przyzwyczaił nas Albert Uderzo są elementem rozpoznawalnym niemal na całym świecie. Czytając komiks uśmiech sam ciśnie się na usta z każdym kolejnym kadrem. Dodatkowo cieszą one oko pieczołowitością i szczegółowością. Karykaturalna forma komiksu jest elementem rozpoznawalnym w kresce Uderzo, a dodatkowo świetnie obrazuje sytuacje z jakimi spotykają się nasi Galowie. Wiadome jest z góry jak potoczy się cała opowieść, Rzymianie przecież zawsze dostają bęcki. Nawet jeżeli w pobliżu nie ma Panoramiksa z magicznym wywarem. Warto również wspomnieć o przedstawieniu bitwy w formie jednostronnicowego kadru wraz z opisem i strzałkami, przypominającymi rozrysowaną taktykę meczu piłkarskiego. Niecodzienny sposób przedstawienia tej sytuacji na długo zapada w pamięci.

Przygody Asteriksa i Obeliksa są najbardziej znanym komiksem w Europie. Rene Goscinny i Albert Uderzo stworzyli niepowtarzalne dzieło, od którego trudno się oderwać. Każda historia to opowieść pełna humoru, zabawy i co najważniejsze można sięgać do niej wielokrotnie, i za każdym razem jest tak samo dobra. W piętnastym tomie doświadczamy wpływu Destrukcjusza, w wiosce, co jest świetnie zobrazowane i nietypowo przedstawione. Prosta historia w genialnej oprawie, tego możemy się spodziewać za każdym razem kiedy mamy do czynienia z przygodami dwóch Galów, chcących spokojnie jeść dziki wraz z nieodłącznym towarzyszem Idefiksem. Dodatkowo najnowsze polskie wydanie, którym uraczył nas Egmont, czaruje jeszcze bardziej swoimi pastelowymi barwami. Czy jeszcze czegoś potrzeba ?

Ocena: 8/10


Egzemplarz recenzencki udostępniony przez Bestiariusz.pl