Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Egmont. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Egmont. Pokaż wszystkie posty

środa, 20 maja 2015

Wonder Woman: Krew

Wydawnictwo Egmont po sukcesie z Ligą Sprawiedliwości, Batmanem i Supermenem postanowiło wydać pierwszy w naszym kraju komiks o solowych przygodach najbardziej znanej amazonki czyli Wonder Woman. "Krew" to wydanie zbiorcze pierwszych sześciu zeszytów wydanych po restarcie uniwersum i flagowane jest jako New DC 52. Wzbudza ona skrajne emocje u czytelników i ma chyba taką samą liczbę zwolenników co przeciwników. Dlaczego? Mam nadzieję, że ta recenzja zachęci was do przeczytania tego komiksu i określeniu się po jednej ze stron.

W nowej odsłonie po restarcie całego komiksowego uniwersum DC Wonder Woman przeszła pewną metamorfozę. Okazuje się, że jest ona obecnie córką Zeusa i królowej Amazonek Hippolity, a czytelnik zastaje ją kiedy poznaje Zole - młodą kobietę, która spodziewa się dziecka. Nagle życiu kobiety zaczyna zagrażać niebezpieczeństwo, kiedy Hera dowiaduje się o istnieniu nowego dziecka Zeusa. Kolejna zdrada męża doprowadza ją do wściekłości. Zazdrosna kobieta postanawia zabić matkę wraz z jej nienarodzonym dzieckiem, zwłaszcza, że w powietrzu wisi pewna przepowiednia.

"Krew" to początek nowej historii o walecznej amazonce napisany przez Briana Azzarello, który znany jest ze scenariusza do takich komiksów jak "100 naboi" czy "Joker". Zadanie udało mu się w takim stopniu, że jego seria została uznana za jedną z najlepszych z 52 tytułów, które wydawnictwo wypuściło po restarcie. Jest to dobrze rozpisana historia bazująca na typowej greckiej tragedii. Najważniejsze są tu relacje wewnątrzrodzinne jak i dążenie do władzy na Olimpie przez potomstwo Zeusa. W tym układzie zawiązują się różnego rodzaju sojusze, pakty a to wszystko po to aby zdenerwować Herę lub zgładzić potomka Zeusa. W całym tym zamieszaniu centralną postacią jest Wonder Woman, która postanawia bronić Zoli za wszelką cenę. Azzarello sięga w swojej historii po takie tematy jak walka o dominację, poczucie tożsamości lub też przynależność do różnego rodzaju kręgów i światów. Opowieść aż kipi od mitologii greckiej, która w komiksach z amazonką zawsze była jednym z głównych aspektów. Tym razem jest ona przedstawiona bez patosu i interesujący sposób ukazuje nam greckich bogów i pół-bogów. Scenariusz wciąga i z każdą kolejną stroną komiksu chcemy chłonąć dalsze wątki opowieści.

Zbiorczy album "Krew" to sześć pierwszych zeszytów, w których pierwsze cztery zeszyty są rysowane przez bardzo dobrego rysownika Cliffa Chianga, a dwa kolejne przez Tony'ego Akinsa. Pierwszy z nich prezentuje swój indywidualny styl. Kreska jest mocna, prosta i kanciasta. Dzięki temu już na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to komiks dla młodszych czytelników. Kolory są stonowane co powoduje mroczny klimat całej opowieści. Warto również zwrócić uwagę na kadrowanie, gdyż Chiang wykorzystuje całą stronę, a nie tylko jej poszczególne kadry. Zeszyty z rysunkami Akinsa to zdecydowanie przeciwieństwo tego pierwszego. Jego bohaterowie wyglądają jakby ich wyjęto z bajki w kanale telewizyjnym dla dzieci. Przez to mamy na początku problem ze zidentyfikowaniem niektórych osób. Kolorystyka również nie jest za dobra, można odnieść wrażenie, że autor chciał pokazać wszystkie możliwe kolory w palecie jakiej dysponuje.

"Krew" to bardzo dobry komiks pod względem historii. Stawia ona czytelnika przed nową koncepcją i mitologią Wonder Woman. Mamy tu dynamiczną akcje, intrygę i zaskakujące zwroty akcji. Dużym błędem jest wykorzystanie dwóch rysowników o tak odrębnych stylach. Niestety przez to historia nie składa się tak dobrze. Czasami możemy spotkać się ze zgrzytem dialogowym. Zdarzają się w nich nielogiczne teksty, które nie pasują do sytuacji. Mimo wszystko album czyta się bardzo szybko i ma się ochotę sięgnąć po kolejny. Warto również zaznaczyć, że jest to pierwszy w Polsce komiks o solowych przygodach Wonder Woman. 

Ocena: 8/10 




wtorek, 10 czerwca 2014

Star Wars Komiks, 2/2013

Tym razem Star Wars Komiks to gratka dla starszych czytelników i fanów Gwiezdnych Wojen. Po pierwsze numer ma 64 strony a po drugie nareszcie na polskim rynku ukazał się komiks "Kres Imperium". Wiele osób czekało a wręcz domagało się wydania tej pozycji w naszym kraju, jako że jest to zakończenie serii wydanej jeszcze przez TM-Semic. Oczywiście jest też druga opowieść, tym razem osadzona w czasach Wojen Klonów oraz artykuł o dziejach Imperium.

"Wąwóz Śmierci" wydany pierwotnie jako Free Comic Book w 2009 roku to mały epizod w którym główną rolę odgrywa Kit Fisto. Separatyści zajęli tytułowy wąwóz, który jest kluczowy dla konfliktu na planecie Rishi. Rada Jedi wysyła zielonego mistrza aby poprowadził atak na elitarny oddział Geonozjon. Jak to zwykle bywa zielony zabawny Jedi wpada na niekonwencjonalny pomysł. Jaki? To każdy sam musi się przekonać. Scenariusz został zilustrowany przez Ramona K. Pereza i zdecydowanie pasuje do całej opowieści. Rysunki przypominają serial animowany i dzięki temu dobrze się to wpasowuje w całą opowieść. Kolory są żywe i intensywne co jest dodatkowym plusem. Ogólnie jest to krótka, szybka opowieść wzbudzająca uśmiech na twarzy czytelnika.

"Kres Imperium" to zakończenie genialnej serii w której w skład wchodzą Mroczne Imperium i Mroczne Imperium II. W Polsce obie historie wydane zostały prze TM-Semic, ale dopiero teraz Egmont dostarcza nam zamknięcie całej opowieści. Świadomość Palpatine'a znajduje się obecnie w ostatnim skolonowanym ciele. Niestety jest ono bardzo słabe, i używanie Mocy powoli je wyniszcza. Jedyną szansą na przetrwanie jest przeniesienie świadomości do nowego, młodszego oraz silniejszego ciała władającego mocą. Pada na dzieci Hana i Leii. Niestety to nie jedyny problem z jakim musi się borykać Galaktyczny Sojusz po 10 latach od zwycięstwa nad Endorem. Zjednoczone siły Imperium mają w rękach nową straszliwą broń, która jednym pociskiem jest w stanie niszczyć całe planety. Największym problemem opowieści jest to, że wszystko za szybko się dzieje. Niby jest to zakończenie większej historii, ale pierwotnie wydanie go w dwóch zeszytach to niestety mało stron. Negatywnie na całość wypływa trochę naciągane sytuacji, gdzie np: rebelianci bez problemu wdzierają się na gwiezdny niszczyciel, czy mroczni Jedi, którzy nie stanowią najmniejszego zagrożenia dla Luke'a i jego nowego zakonu. Rysunki są nadal utrzymane w klimacie co stanowi ciekawą zamkniętą całość, pomimo zmiany rysownika. Kolorystyka tym razem to zdecydowany plus, barwy są bardziej adekwatne do krajobrazu i bohaterów. Mamy to złotego C-3PO a nie żółtawego jak było to poprzednio. Kres Imperium to komiks na dobrym poziomie jak również zakończenie całej trylogii. Jedni mogę się czepiać szaty graficznej, inni fabuły, lecz nie da się wszystkim dogodzić. Jest to komiks specyficzny, zwłaszcza dla oka. Warto do niego sięgnąć i oderwać się od typowego amerykańskiego komiksu z superbohaterami i ślicznymi rysunkami.

Ocena: 8/10


piątek, 7 marca 2014

Star Wars Komiks 1/2013

Pierwszy numer komiksu poświęconego serii Star Wars w 2013 jest bardzo wyjątkowy. A dlaczego ? Ponieważ w środku znajdujemy jedną zamkniętą historię a nie jak to nas zwykle bywa kilka. Tym razem jest to opowieść rozgrywająca się w okresie starej trylogii i skupia się na postaci Hana Solo. Pierwotnie został on wydany jako cykl "Empire" numery 24-25 w 2004/2005 roku.

"Układ Idioty" bo taki tytuł nosi komiks odnosi się do popularnej gry karcianej Sabak. Jest to najpopularniejsza forma hazardu w galaktyce. W partii może brać udział nieograniczona liczba graczy, a polega ona na tym aby uzyskać w kartach wartość zbliżoną do upragnionego 23 lub -23. Ten kto uzyska 23 ma wspomnianego Sabaka, jednak najlepszą możliwością jest układ z kartą idioty o wartości zero. Tym razem Han Solo i Chewbacca wyruszają z tajną misją dla sojuszu Rebeliantów w celu pozyskania potrzebnych zasobów. Zadanie wydaje się być banalne jednak przeszłość zawsze deptała po piętach kapitanowi Sokoła Milleniu, i tym razem go dopada. Z jednej partii sabaka i spotkania z dawną znajomą nie może wywiązać się nic pozytywnego. Dodajmy do tego wściekłego bothanina na usługach Imperium i mieszanka wybuchowa jest gotowa. Czego chcieć więcej?

Akcja z każdą stroną wciąga nas coraz bardziej, a im dalej tym lepiej. W pewnym momencie nie zwracamy nawet uwagi na największy minus komiksu jakim są rysunki. W ich tworzeniu uczestniczyło dwóch rysowników Jeff Johnson oraz Joe Corroney. Niestety pomiędzy nimi jest gigantyczna przepaść. O ile drugi prezentuję dobry poziom i klasę, to pierwszy niestety nie dorasta mu do pięt. Jego rysunki są naprawdę złe, a Han Solo zupełnie nie przypomina Harrisona Forda, a Leia wygląda jak mała dziewczynka z zadartym noskiem. Niestety dzięki temu pierwsza część zdecydowanie traci klimat. Warto również wspomnieć o powrocie pewnego bohatera. Znany z komiksu "Cel: Vader" bothanin Jib Kopatha, który jak to w zwyczaju ma jego rasa zajmuje się informacjami, a ściślej mówiąc sprzedażą ich.

Zdecydowanym plusem komiksu jest brawurowa akcja oraz rysunki Corroneya. Dzięki temu mamy wysoki poziom znany z serii Empire, jednak nie są to wyżyny cyklu. Han Solo jako główny bohater to bardzo dobre rozwiązanie, dzięki temu odczuwa się znów klimat starej trylogii, która wszyscy fani tak bardzo kochają.

Ocena: 6/10


poniedziałek, 24 lutego 2014

Star Wars Komiks 8/2012

Kolejny numer Star Wars komiks trafia w moje ręce do recenzji. W tym zeszycie otrzymujemy tylko dwie historie. Obie są osadzone w okresie starej trylogii i trzeba przyznać, że obie opowieści wypadają bardzo dobrze.Pierwsza z nich rozgrywa się po wydarzeniach znanych z Powrotu Jedi, druga natomiast po Nowej Nadziei.

"Eskadra Łotrów" to jak sam tytuł wskazuje opowieść o pilotach najbardziej znanej eskadry w świecie Gwiezdnych Wojen. Historia pierwotnie została wydana w 1996 roku w ramach "X-Wing Rogue Squadron: Apple Jacks Special Bonus Story". Legendarna eskadra trafia na planetę Tandakin, która znajduje się pod jurysdykcją Imperium. Podczas bitwy Wedge Antiles podejmuje ryzykowną decyzje, która nie podoba się mieszkańcom planety. Jak wybrną z tego rebelianci? Trzeba się samemu przekonać. Rysunki Johna Nadeau przypominają stylem stare komiksy Star Wars wydawane przez wydawnictwo Marvel. Oczywiście bez dziwnych kolorów. Dużym plusem jego rysunków jest to, że nie skupia się on tak bardzo na detalach przy dużych planszach. Natomiast przy zbliżeniach i mniejszych kadrach wręcz przeciwnie. Bohaterowie są łatwi do rozpoznania ponieważ trzyma się on schematyczności ich wyglądu. Jedynym minusem są szturmowcy. Niestety Nadeau nie jest ekspertem w rysowaniu zbrojnych, niech lepiej pozostanie przy maszynach. Za fabułę odpowiada Ryder Windham i trzeba przyznać, że jak na tak krótką historie zawarł on w niej sporo klasyki i osiągnieć eskadry. Dobrym pomysłem jest zakończenie, którego czytelnik się nie spodziewa. Jedynym minusem jest motyw w którym samotny szturmowiec zestrzeliwuje X-winga z ciężkiego blastera. Niestety, interesując się trochę uniwersum Gwiezdnych Wojen, wiemy, że ten blaster nie ma takiej mocy.

Druga opowieść zatytułowana "Piaszczysty podmuch", to zdecydowanie zabawniejsza historia. Skupia się ona na dwóch gangsterach znanych z "Cieni Imperium" Gizman oraz przedstawiciel rasy Chissów - Spiker. Pierwotnie opowieść pojawiła się w "Star Wars Tales 4" z 2000 roku. Podczas odpoczynku na Tatooine, bohaterowie natrafiają na uciekający piaskoczołg Jawów. Jak się okazuje został on zaatakowany przez Dark Troopera (Mrocznego szturmowca). Niestety jak to bywa w takich sytuacjach trzeba będzie się zmierzyć z Imperialnym droidem. Historia jest prosta i nastawiona głównie na akcje i humor. Główni bohaterowie to tak naprawdę gangsterzy z bardzo niskiej półki, do tego dokładamy nowego kompana jakim jest zabawny Jawa. Z tego wszystkiego wychodzi nam bardzo dobry komiks w typowo amerykańskiej szacie graficznej, jaką możemy spotkać w kreskówkach. Oczywiście nie jest to zarzut negatywny, rysunki idealnie odzwierciedlają klimat całości.

Star Wars Komiks 8/2012 to ciekawe zestawienie, które zadowoli zarówno fanów klasycznej jak i nowej trylogii. Mamy tu akcje, humor i przygodę a cóż chcieć więcej od komiksów z odległej galaktyki.


Ocena: 6/10

 

wtorek, 28 stycznia 2014

Mroczne czasy: Wyjście z głuszy, tom 5

Wszyscy szukają ukrywającego się Jedi Dassa Jennira. Jego tropem podąża tajemniczy zabójca, a za nim Darth Vader pałający obsesją eksterminacji Jedi. Nawet wyjęta spod prawa załoga statku "Uhumele" poszukuje swojego dawnego kompana. Jernnir wraz ze swoją towarzyszką, Ember Chankeli, niezbyt o to wszystko dbają. Po awaryjnym lądowaniu na pustynnej planecie muszą się zmagać nie tylko z palącym słońcem, ale również z karawaną pustynnych watażków.

Historia rozgrywająca się w piątym tomie jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniego zatytułowanego "Niebieskie żniwa" i rozgrywa się kilka miesięcy po wydarzeniach jakie miały miejsce w filmie "Zemsta Sithów". Seria "Mroczne czasy" zdecydowanie należy do pozycji poważniejszych, brutalniejszych i bardziej ludzkich (bazującej na emocjach i relacjach), niż inne pozycje z EU. Czystka Jedi tworzy także dość przygnębiający klimat. W tych okolicznościach jest jednak bardzo nikłe światełko w tunelu, które nie rozświetla, lecz żarzy się małym blaskiem nadzieji.

Tym razem za scenariusz odpowiada szef starwarsowego Dark Horse, Randy Stradlej. Pomimo chęci można powiedzieć, że nie stanął on na wysokości zadania. „Mroczne Czasy” straciły poniekąd swój charakterystyczny klimat mroku i beznadziei. Autor daje bohaterom odrobinę wytchnienia i szczęścia, co jest trochę dziwne w stosunku do tego, o czym poprzednio mieliśmy okazję czytać. Na plus wpływa zdecydowanie oprawa, która może kojarzyć się z westernem i typowym klimatem rodem z Dzikiego Zachodu. Mamy tu prerię, karawany, klasyczną podróż w palącym słońcu oraz czarny charakter w postaci agenta Imperium z masą zaawansowanej technologii, który próbuje dorwać Jennira. Główny wątek fabularny to przygody Jennira, Ember oraz H2. Jak nietrudno się domyślić po przeczytaniu poprzedniego tomu, dwójkę ludzkich bohaterów zaczyna łączyć coś więcej niż praca. Kwitnący romans to jednak nie jedyny wątek, jaki mamy w komiksie. W tym samym czasie załoga „Uhumele” poszukuje swojego dawnego towarzysza, a to dzięki nowym tropom i pomocy Verpińskiego Jedi. Warto również wspomnieć o Vaderze, który przewija się wraz z tajemniczym łowcą ścigającym Jennira. Jest to ciekawy smaczek nadający klimat całej opowieści. 

Rysunki stoją na bardzo wysokim poziomie. Douglas Wheatley odwalił kawał dobrej roboty. Mamy tu ogromną paletę ras, która przewija się przez wszystkie zeszyty, zaczynając od verpina, yarkora czy krwawego rzeźbiarza. O ile autor przykłada się do zwykłych bohaterów, nie można tego powiedzieć o postaciach okutych w pancerze. Niestety wypadają oni słabo, zwłaszcza okładkowy Vader. Patrząc jednak na całokształt mamy tu dokładne rysunki, ciekawe kadry oraz dobry dobór kolorów. Nawet na pustynnym Prine barwy są przytłaczające i dostosowane do mrocznego klimatu opowieści.

Trudno jest czasem ocenić pojedynczy tom serii, który tworzy całość z poprzednią częścią. „Wyjście z głuszy” jest ewidentnie powiązane z Niebieskimi Żniwami i co z jednej strony jest dobre. Dzięki temu ten pojedynczy tom pozostawia niedosyt. Jak każda opowieść ma swoje minusy fabularne, które nie wpływają jednak na ocenę całości.”Mroczne Czasy” to komiks, w którym nie może być zbyt szczęśliwie, a bohaterom wciąż rzuca się kłody pod nogi. Tym razem przeszkód jest dużo więcej. Pomimo tego, że wydaje się to najsłabszy tom z całej serii, to jednak prezentuje dobry poziom i warto po niego sięgnąć.
 
Ocena: 7/10



 



niedziela, 27 października 2013

Star Wars Komiks 5/2013

Kolejny numer dwumiesięcznika Star Wars Komiks to mały jubileusz magazynu. Dlaczego? Ponieważ dokładnie pięć lat wstecz został wydany pierwszy numer tego pisma, a dokładniej we wrześniu 2008 roku. Dzięki temu na naszym rynku mamy już 53 numery regularnej serii oraz 24 numery specjalne. Jak widać Gwiezdne Wojny, nadal cieszą się dużym zainteresowaniem. W obecnym numerze dostajemy trzy zupełnie różne historie, rozgrywające się w w różnych latach.

Pierwsza opowieść zatytułowana "Razem samotni" autorstwa Wellesa Hartleya ukazuje nam początki kariery Deeny Shan, która dopiero co przystąpiła do Sojuszu Rebeliantów. Polskim czytelnikom znana jest z komiksu "Rebelia: Drobne zwycięstwa", gdzie odgrywa dużą rolę. Historia jest prosta, Deena jako żółtodziób zostaje wciągnięta w przygodę razem z księżniczką Leią oraz Hanem Solo, w którym oczywiście się podkochuje. Warto zaznaczyć, że opowieść rozgrywa się niedługo po bitwie o Yavine IV. Skupia się on, głównie na relacjach pomiędzy bohaterami, a nie na akcji. Nie umniejsza to jednak dynamice komiksu. Dodatkowym plusem jest sposób narracji, która jest prowadzona przez Deene oraz bardzo ładne zakończenie.

"W głębi lasu" to druga opowieść, która rozgrywa się w czasie Wojen Klonów. Dzięki niej dowiadujemy się dlaczego planeta Kashyyyk postanowiła przyłączyć się do Republiki. Historia jest prosta, bez cudowania, dzięki czemu można się skupić na warstwie wizualnej, a ta jest prześliczna. Za artystyczną kreskę odpowiada Sang Jun Lee, i trzeba przyznać, że jest to kawał dobrej roboty. Zwłaszcza jeżeli chodzi o dynamikę, i kadrowanie.

Ostatnią przygodą zaserwowaną przez Egmont jest "Niewidziani, niesłyszani". Czarno-biały komiks Dustina Weavera, jest perełką i najlepsza pozycją w tym numerze. Narratorem jest Visas Marr, niewidoma użytkowniczka mocy znana z gry "Knights of The Old Republic II". Dowiadujemy się jak to się stało, że została uczennicą Darth Nihilusa oraz ostatnią przedstawicielką swojego gatunku.

Star Wars Komiks 5/2013 to bardzo dobra pozycja i każdy fan znajdzie w tym numerze coś dla siebie. Mamy tu trzy zupełnie inne i odrębne historię, w trzech różnych klimatach. Warto sięgnąć po ten numer zwłaszcza dla czarno-białej opowieści o Visas, która jest genialnie narysowana a, każdy z kadrów to uczta dla oka. Jeżeli, ktoś nie jest jeszcze zdecydowany to niech wsiada w swój śmigacz i leci do kiosku bo naprawdę warto.

Ocena: 8/10


wtorek, 20 sierpnia 2013

Star Wars Dziedzictwo: "Kawałki"

Komiksowa kontynuacja Gwiezdnych wojen George'a Lucasa, której akcja rozgrywa się 125 lat po wydarzeniach znanych z filmu. Sithowie pod wodzą nowego lidera Darta Krayta sprzymierzają się z Imperium i wspólnie przygotowują intrygę, która doprowadza do zerwania Galaktycznego Sojuszu i pogrąża światy w brutalnej wojnie. W podzielonym Imperium szturmowcy walczą ze szturmowcami, zabójcy sithów ścigają obalonego Imperatora Roana Fela, a szpiedzy różnych stron próbują wytropić spadkobiercę legendarnego dziedzictwa - Cade'a Skywalkera. Cade szuka czegoś zupełnie innego. Chce uciec przed przeszłością w miejsce gdzie legła ona w gruzach - w ruinach Akademii Jedi na planecie Ossus.

"Kawałki" jak sama nazwa wskazuje składa oprócz tego, że jest wydaniem zbiorczym, przedstawia nam kilka zamkniętych historii. Skupiają się głównie na postaciach drugoplanowych jak również epizodycznych. Poznamy tu zupełnie nowych bohaterów jak również zobaczymy tych znanych z poprzedniego tomu. Dzięki temu uzyskujemy szerszy obraz świata jaki przedstawia nam seria "Dziedzictwo". Nie mamy tutaj takich stereotypów jak Imperium - źli, Rebelia - dobrzy. To wypada niewątpliwie na plus. Możemy poznać motywacje każdej ze stron konfliktu, które są całkiem złożone a dawne animozje nie dają niektórym spokoju. Oprócz opowieści "Duch" dobrze wypada historia "Sprzymierzeńcy", w której mamy próbę nawiązania sojuszu pomiędzy Rebeliantami a Imperialnymi. Słabiej wypada "Nowy" i "Gotów na śmierć", niestety oba są troszeczkę mdłe i o ile pierwszy zarysowuje nam problem z jakimi muszą borykać się szturmowcy walczący przeciwko sobie, to drugi jest tak naprawdę zapychaczem i ani nie pokazuje jakoś nowego uniwersum, ani nie pcha fabuły do przodu. Niestety minusem jest również zagrywki znane z amerykańskich komiksów czyli "niespodziewane" pojawienie się matki głównego bohatera i mistrza znanego z Wojen Klonów. Oczywiście nie zabraknie motywu "nietykalnych" głównych bohaterów, gdyż im nigdy nie może sie stać nic złego.

Warto zwrócić uwagę na zróżnicowanie graficzne prezentowane w "Kawałkach". Mamy tu aż czterech rysowników. Oprócz Jan Duursemy - głównej rysowniczki serii i współscenarzystki, możemy zobaczyć prace Adamma DeKrakera, Travela Foremana oraz Colina Wilsona. Ostatni z panów w przeszłości miał do czynienia z takimi tytułami jak "Batman" czy "Judge Dredd". Pomimo słabej fabuły jaką musiał przedstawić jego prace zachwycają i stoją na wysokim poziomie. Jego kreska wybija się pomimo komputerowych efektów i kolorów, które zostały nałożone na prace.

"Kawałki" to całkiem dobry komiks pomimo typowo amerykańskiego założenia, iż oczywiste rzeczy trzeba tłumaczyć wielokrotnie. Dla niektórych jest to zaletą i lubią ten styl. Z pewnością graficznie jest to ciekawe doświadczenie zwłaszcza, że mamy tu aż czterech artystów, którzy bardzo dobrze wywiązali się ze swojego zadania, a każdy z nich reprezentuje odmienny styl. Fani Gwiezdnych Wojen będą zadowolenia a "zwykły" komiksiarz przeczyta ten tom z zaciekawienia i sięgnie po kolejny, zwłaszcza, że świat prezentowany w Dziedzictwie to naprawdę coś nowego.

Ocena: 6/10

sobota, 10 sierpnia 2013

Star Wars komiks 4/2012

Star Wars Komiks to kolejna podróż w świat Gwiezdnych Wojen. Jak zwykle czekają w nim na nas przygody, emocjonujące walki, wybuchy i fortele. Tym razem dostajemy opowieść „Jedi: Shaak Ti” u nas zmieniono tytuł na „Jedi w potrzasku”.

Akcja komiksy rozgrywa się w pięć miesięcy po bitwie o Geonosis znanej z filmu „Atak Klonów”. Trwa obecnie bitwa o Brentall IV, w której mistrzyni Jedi Shaak Ti wraz ze swoim doborowym oddziałem klonów sprzymierza się z bardzo popularnym Jedi Quinlanem Vosem i raz z byłymi więźniami są jedyną szansą na zdobycie bazy wroga. Dzięki niej szala zwycięstwa może się przechylić na korzyść Republiki. Wśród zbiegów znajduje się kobieta imieniem Lyshaa, którą właśnie mistrzyni Ti osadziła w więzieniu za zabójstwo jej Padawana. Czy uda im się wspólnie walczyć przeciw separatystą, czy też chęć zemsty i zdrady weźmie górę? Na wszystkie te pytania otrzymamy odpowiedź w tym właśnie komiksie.

Komiks jest swego rodzaju ucztą dla oka, możemy w nim zobaczyć świetne efekty rodem z najlepszych hoolywodzkich produkcji. Rysunki zachwycają, zwłaszcza przedstawienie wszelkiego rodzaju starć, zarówno z użyciem miecza świetlnego jak i blasterów. Warto również zwrócić uwagę na aranżacje kolorów, które nadają dynamiki całemu komiksowi. Dzięki temu zabiegowi efekty wybuchów czy cieni wydają się bardziej realne. Wszystko za sprawą kreski Duursemy. Historia napisana przez Johna Ostrandera przebiega gdzieś obok całej sprawy i zdecydowanie brak w komiksie głównego bohatera. Mamy natomiast jak zwykle drugie dno całej opowieści a jest to wcześniej już wspomniana zemsta. Jest to odwieczny moralny dylemat czy za śmierć bliskich osób należy odpłacić. W komiksie nie mamy z kim się utożsamiać oraz nie jest określony lider całej operacji a zarazem historii. Przypomina to trochę film z masą efektów specjalnych. Nie należy zapominać jednak o tym, że jest to kolejny mały epizod z frontu Wojen Klonów.

Ten numer „Star Wars Komiks” należy zaliczyć do średnich jeżeli chodzi o komiksy rozgrywające się pomiędzy pierwszym a trzecim epizodem. Podsumowując całość nie jest zła. Komiks ma cieszyć oko, lecz zapomniano w nim o fabule, która dopełnia nam cały obraz. Jest ona potraktowana lekką ręką, a nie tego można się było spodziewać po Ostranderze. Duursema natomiast jest niewątpliwie królową, jeżeli chodzi o rysowanie historii związanych z gwiezdną sagą i to oka ratuje ten komiks. Ciekawostką jest błąd w jaki nas wprowadza okładka komiksu, oryginalnie jest to okładka komiksu zatytułowanego „Oblężenie Saleucami, tom 4”. Może postać Qunlana Vosa miała za zadanie zwabić czytelników do kupna komiksu. Dla fanów tej postaci oraz Wojen Klonów pozycja obowiązkowa. 

Ocena: 5/10

 

wtorek, 6 sierpnia 2013

Star Wars Dziedzictwo: "Złamany"

    „Dziedzictwo: Złamany” to pierwszy tom nowej serii komiksowej, która ujawnia nam historie będące białą kartą w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Za scenariusz odpowiedzialny jest John Ostrander, a rysunkami zajęła się Jan Duursema. Duet ten znany jest ze swojej wcześniejszej pracy nad fenomenalną serią komiksową „Republic” oraz za stworzenie postaci Quinlana Vosa.

    Akcja rozgrywa się 130 lat po bitwie o Yavin IV (zniszczenie pierwszej Gwiazdy Śmierci); połączone siły Imperium i Sithów atakują akademię Jedi. Odrodzony zakon Sithów zamierza wytępić wszystkich Jedi przy pomocy Imperium, które dzięki nowemu sprzymierzeńcowi rozproszyło Sojusz Galaktyczny. Tak oto prezentuje się tło historyczne całej serii. Osadzenie komiksu w tak odległych czasach, dało autorom duże pole do popisu i manewrowania. Mogą oni dzięki temu wprowadzać nowe postaci jak i odwoływać się do potomków znanych nam z poprzednich książek i komiksów. Jednym z nich okazuje się Cade Skywalker, młody łowca nagród, który ma głęboko gdzieś, co dzieje się w galaktyce i pod żadnym pozorem nie zamierza zostać ani Jedi, ani tym bardziej ratować galaktyki, w której panuje chaos. Jedyne, co dla niego się liczy, to jego załoga oraz dobrze wykonana robota.
    Możemy się doszukać podobieństw do klasycznej trylogii, jak np.: Jedi na wymarciu, Imperium rządzące galaktyką czy księżniczka w opałach. Tych podobieństw jest jednak garstka. Mamy dużo innowacji, jedną z ciekawszych jest pojawienie się armii Sithów pod przywódctwem Darth Krayt’a, który nie uznaje zasady znanej nam z filmów „Dwóch Sithów panujących jednocześnie – uczeń i mistrz”. W komiksie dostajemy nowy potężny zakon, w którym nie brakuje charakterystycznych postaci, zaczynając do urodziwej Twilekanki Darth Talon, a skończywszy na siepaczu Darth Nhil’u.
   
Graficznie komiks wygląda bardzo dobrze, zwłaszcza dla osób lubiących rysunki Jan Duursemy. Tak jak w poprzednich seriach, i tym razem dostajemy ładnie wykończoną kreskę, przepiękne tła oraz ciekawe nowe statki kosmiczne czerpiące inspiracje z klasycznych pojazdów. Jedynym minusem jest udziwnienie walk, które wyglądają jak połączenie kina azjatyckiego z planszami instruktażowymi akrobatyki. Niewątpliwie miłym dla oka zabiegiem są szczupłe, piękne i seksowne postacie kobiece. Widać dzięki temu, że komiks skierowany jest głównie na rynek amerykański, gdzie wielbione są właśnie takie bohaterki. Wcześniej w komiksach z serii „SW” nie przywiązywano aż tak dużej wagi do idealizowania postaci kobiecych, a zwłaszcza ich kształtów.
Polska wersja językowa wypadła naprawdę bardzo dobrze. Tłumaczeniem zajął się Maciej Drewnowski i zrobił to świetnie. Bardzo ciężko jest znaleźć błędy, jedyne co wpada w oczy osobom znających oryginalną wersję, to imiona kobiece. Są one tłumaczone na siłę na język polski, jest to jednak spowodowane zasadami pisowni imion żeńskich w naszym kraju. Oprócz tego, polski przekład nie psuje komiksu, lecz zachęca do czytania go w naszym rodzimym języku.

Na zakończenie trzeba powiedzieć, że komiks jest dobry. Egmont zrobił świetną robotę, przedstawiając nam wprowadzenie do dużej serii komiksowej, która dzieje się 130 lat po wydarzeniach ze starej trylogii. Jest to dobra pozycja zarówno dla maniaków Star Wars jak i osób, które dopiero zaczynają swoją historię z tym uniwersum. „Złamany” jako komiks to pozycja godna polecenia, zwłaszcza dzięki bardzo dobrym rysunkom i fabule, która wciągnie nas w całkowicie nowy świat Gwiezdnych Wojen.

Ocena: 9/10

czwartek, 27 czerwca 2013

Star Wars Komiks WS, Zmrok

„Zmrok” to początek historii o najsławniejszym komiksowym duecie - Quinlanie Vosie i jego padawance Aayli Securze. Czytelnicy poznają losy mistrza Vosa od momentu, gdy ten zaczyna przypominać sobie, jak to jest władać mocą. W wyniku spisku mistrz i uczennica tracą pamięć. Czy brak wiedzy o kodeksie i dyscyplinie sprawi, że pogrążą się w objęciach ciemnej strony mocy?

Cały komiks rozpoczyna się od pożaru, w jednym z budynków na planecie Nar Shaada. Na miejscu znajduje się nieznany mężczyzna, który wygląda, jak rycerz Jedi. Choć udaje mu się uciec z płonącej budowli, to jednak nie ma czasu na odpoczynek. Jak mówi przysłowie, z deszczu pod rynnę – od razu trafia na ścigających go najemników. Z opresji ratuje go Vilmarh Grahrk – devoriański łowca nagród.

Cała intryga skupia się jednak na przeszłości głównego bohatera i na tym, co komu obiecał, a kogo przysiągł bronić. Sojusznicy stają się wrogami, a wrogowie opowiadają się po jego stronie w walce z niewolnictwem, które w Republice wciąż jest nielegalne. Kluczem do tego wszystkiego może okazać się poznanie przeszłości, dzięki której Vos spróbuje ocalić przyszłość galaktyki.

Pierwotnie komiks został wydany przez Dark Horse, jako jeden z serii komiksów Republic. Zyskała ona tak dużą popularność, że doczekała się aż 83 zeszytów. W cyklu pojawia się mnogość wątków, związanych z nową trylogią, jednak akcja większości komiksów skupia się na postaciach Quinlana i jego padawanki. Bohaterowie ci zostali stworzeni przez rysowniczkę Jan Dursemmę. 

Niestety widać, że postacie nie są dopracowane. Po raz pierwszy pojawiły się one na łamach komiksu i wyraźnie rzuca się w oczy łagodna kreska, do której nie jesteśmy przyzwyczajeni. Delikatne są również kolory, w których, podobnie jak w rysunkach, brak nasycenia i mocnych pociągnięć. Można odnieść wrażenie, że autorka dopiero bada grunt, na którym później powstaną o wiele barwniejsze rysunki. 

Natomiast sama historia jest przedstawiona bardzo dynamicznie. Fabułę urozmaicają liczne zwroty akcji, dzięki którym czytelnik nie nudzi się, a z zapartym tchem czeka na to, co będzie dalej. Na samym początku możemy czuć się zagubieni, jednak to wrażenie szybko mija. Wokół każdego bohatera tworzy się charakterystyczny klimat, dzięki któremu bez problemu wpasowują się oni w uniwersum Star Wars. 

Suma sumarum, „Zmrok” to nie do końca dopracowana, aczkolwiek pełna szczegółów mini-seria, w której debiutują postacie, uwielbiane przez fanów. Polskie tłumaczenie wypada bardzo dobrze, widać, że Egmont nie spoczywa na laurach. Pomimo drobnych błędów i niedociągnięć, które mogą zostać pominięte, jest to obowiązkowa pozycja dla każdego fana Star Wars lubiącego komiksy.

Ocena: 7/10

 

niedziela, 23 czerwca 2013

Thorgal, Młodzieńcze lata, tom 1

Mieliśmy już komiksowe przygody Młodego Indiany Jonesa, Sherlocka Holmsa czy też drużyny Tine Titans czy Younge Avengers gdzie dostajemy młodsze odpowiedniki znanych i kochanych superbohaterów. Tym razem przyszedł czas na młodszą wersję „Gwiezdnego Dziecka”, którego chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, ponieważ Thorgal stał się ikoną popkultury komiksowej naszej ery. Wydawnictwo Le Lombard postanowiło uraczyć nas trzecią serią poboczną rozgrywającą się w świecie Wikingów. Oczywiście za polskie wydanie odpowiedzialny jest Egmont, który oprócz klasycznych przygód pozwala nam śledzić przygody Louve i Kriss De Valnor. Teraz przyszedł czas na Thorgal: Młodzieńcze Lata.

Jedna z najbardziej surowych i długich zim, nawiedziła krainę zamieszkałą przez Wikingów Północy. Tym samym zwiastując nieuniknione widmo głodu. Bezwzględny król Gandalf Szalony wraz z oddziałem najsilniejszych wojaków, wyruszył w daleką podróż, w poszukiwaniu jedzenia. Pod jego nieobecność na tronie zasiadł jego syn piętnastoletni Björn, pałający wielką nienawiścią do nastoletniego barda. Aby przebłagać Bogów i zdobyć ich przychylność młody władca postanawia posunąć się do ostateczności i złożyć w ofiarę z człowieka. Postanawia on upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu pozbywając się zarazem znienawidzonego konkurenta. Wybór nieszczęśnika jest prosty - zostaje nim wyklęty przez wikingów skald. Los jednak sprzyja Thorgalowi, którego śpiew zwabia do zatoki trzy długie paszcze – dorosłe wieloryby. Jak to zwykle bywa, ogromne zwierzęta nie są zwykłymi waleniami a tytułowymi siostrami Minkelsönna. Tylko przybrany syn dawnego króla Wikingów Północy może zdjąć klątwę i przywrócić im dawną postać.

„Trzy siostry Minkelsönn” to próba stworzenia początków bohaterskiego Thorgala, podjęta przez Yanna, który otrzymuje dużą dowolność w tworzeniu i kreowaniu dzieciństwa młodego wikinga. W głównym cyklu otrzymaliśmy szczątkowe informacje odnośnie tych lat, tak więc autor musi się odnosić tylko do tych głównych informacji natomiast cała reszta to pusta kartka, którą może wypełnić. Jest to ciekawe udogodnienie w przeciwieństwie do serii Louve. Innowacją na jaką porwał się Yann jest brak zamknięcia całej historii w jednym zeszycie. Z jednej strony fani przyzwyczajeni do wcześniejszych przygód mogą się bardzo zdziwić przerwaniem akcji, a z drugiej miło zaskoczyć takim rozwiązaniem. Nie zabrakło oczywiście błędów. Jednym z nich jest określenie „syn gwiazd”, które pada z ust samego Thorgala. Jak wiemy dużo później dowiaduje się on o swoim prawdziwym pochodzeniu. Nie zabrakło również ciekawych nawiązań i powrotów znanych postaci w nowym stylu. Warto wspomnieć o bardzo sprytnym wprowadzeniu motywu tajemniczej kobiety z wieży, która fani serii poznają bez problemu. Pomimo chęci oraz bardzo dobrego ukazania relacji Thorgal – Aaricia, Yannowi brakuje tego czegoś co wychodziło spod póra Van Hamme. Ważne jest jednak to, że nie stara się on go naśladować. Tworzy barwną opowieść składającą się z wcześniej postawionych punktów i wykorzystuje kruczki z głównej serii jak choćby odniesienie do skalda.

Niewątpliwie w „Młodzieńczych Latach” bryluje Roman Surżenko. Początkowe plansze są mroczne i pełne chłodu. Utrzymanie zimnej kolorystyki poteguje doznania jakich doświadczamy na poszczególnych kardach. Zima jest główną scenerią dominującą w tym albumie, jednak rosyjski rysownik nie traci charakterystycznego stylu Thorgala i bardzo dobrze się w nim odnajduje. Warto również zwrócić uwagę na kontrastujące wnętrza, chat i jaskiń, gdzie przy ogniu otrzymujemy istne arcydzieła światłocienia i blasku palenisk. Tym samym dostajemy dwa światy, które jak wspomina sam Rosiński są wykonane na dobrym poziomie. Postać samego Thorgala nie jest kalką czy też podróbką, lecz dobrze przedstawionym zbiorem cech głównego bohatera, które mogliśmy obserwować w jego późniejszych przygodach z głównej serii komiksowej.
Pierwszy tom Młodzieńczych Lat najlepszy z dotychczasowych spin-offów jakie ostatnio mogliśmy czytać dzięki wydawnictwu Egmont. Pozostawia on pozytywne wrażenia, zwłaszcza jeżeli chodzi o doznania wizualne. Dzięki Romanowi Surżenko możemy na nowo obcować ze starym dobrym światem Thorgala. Autorzy decydując się na ukazanie młodszej wersji bohatera rzucili się troszeczkę na głęboką wodę, lecz nie poszli na dno, tylko dostali wiat w żagle. Seria zapowiada się bardzo dobrze zwłaszcza dzięki postaci Björna, który na pewno do popalić młodemu Thorgalowi. Pozostaje nam tylko czekać aż kolejne karty historii trafią w nasze ręce.

Ocena: 8/10


Egzemplarz recenzencki udostępniony przez Bestiariusz.pl
 

niedziela, 10 marca 2013

Asterix, tom 15 "Niezgoda"

Jest rok 50 przed narodzinami Chrystusa. Cała Galia jest podbija przez Rzymian. Cała? Jedna, jedyna osada, zamieszkała przez nieugiętych Galów, wciąż stawia opór najeźdźcom i uprzykrza życie legionistom rzymskim stacjonującym w obozach Rabarbarum, Akwarium, Relanium i Delirium.”

Przygody dzielnego Gala Asteriksa i jego wesołej wioski, rozbawiają kolejne pokolenia miłośników opowieści rysunkowych od ponad pięćdziesięciu lat. Komiks miał swój debiut na łamach magazynu „Pilote”, w październiku 1959 roku. Seria stworzona przez Rene Goscinnego (odpowiedzialnego za scenariusz do 24 albumów) oraz Alberta Uderzo (rysownika, który później zajął się również scenariuszem do przygód Galów). Stworzyli oni nie tylko wspaniały duet w swoich historiach, lecz również duet scenarzysta-rysownik. Dzięki czemu francuski komiks obu panów jest znany na całym świecie, a przygody ich bohaterów były wielokrotnie animowana i ekranizowane.

W piętnastym albumie komiksowych przygód zatytułowanym „Niezgoda” nasi bohaterowie żyją sobie w spokoju, wzajemnej życzliwości i zgodzie, planując urodziny Asparanoiksa - wodza wioski. Tymczasem w Rzymie Cezar ze swoimi senatorami rozgrywają polityczne porachunki. Władca imperium żąda pieniędzy i wojska na kolejne wyprawy, lecz opozycja uważa, że należy najpierw zaprowadzić porządek w krajach już podbitych. Oczywiście chodzi o jedyną wioskę Galów, która ciągle stawia opór „niepokonanym” legionistom. Rzymianie wiedzą, że siłą nie są w stanie ich złamać, dopóki będą oni w posiadaniu magicznego wywaru. Cezar zwołuje więc naradę podczas której, jeden z uczestników proponuje, by do rozbicia solidarności wrogów wykorzystać wichrzycielskie zdolności Tuliusza Destrukcjusza wytrawnego siewca niezgody. Asteriks wraz z przyjaciółmi będzie musiał zmierzyć się z zagrożeniem jakie ich jeszcze nie spotkało. A co z tego wyniknie, trzeba się przekonać samemu sięgając po ten album przygód Galów.

Najnowszy tom przygód zbliża powoli czytelników do końcówki wznowień trzeciej edycji albumów wydawanych przez Egmont. Historia Asteriksa i Obeliksa jak zwykle okraszona jest inteligentnym humorem, stworzonym przez Rene Goscinnego. Oprócz licznych gagów sytuacyjnych i słownych, komiks przekazuje czytelnikom pozytywne wartości jakimi w przypadku tego tomu są relacje międzyludzkie na podstawie zgody i przyjaźni. A przy okazji prezentowane jest to w humorystyczny i barwny sposób.
Jak to zwykle bywa w przygodach Asteriksa i Obeliksa nie zabraknie charakterystycznych postaci. Warto zwrócić uwagę na głównego sprawcę zamieszania czyli Tuliusz Destrukcjusz, który wprowadza zamęt wszędzie tam gdzie się tylko pojawi. Zarówno w senacie, wiosce galów, obozie legionistów czy też na galerze, która go przewozi. Nie zabrakło również mojej ulubionej części, czyli spotkania z piratami. Tym razem w troszeczkę innym wydaniu niż zwykle, co może pozytywnie zaskoczyć czytelnika. Nie zabraknie również nawiązań do różnego rodzaju osób. Tym razem mamy do czynienia z postacią króla Pyrrusa oraz karykaturą włoskiego aktora Lino Ventury, znanego głównie z ról policjantów. Wszyscy bohaterowie ukazują ludzkie słabości i pragnienia wywołane wpływem Destrukcjusza, oczywiście przerysowane i w krzywym zwierciadle.

Wspaniałe rysunki do których przyzwyczaił nas Albert Uderzo są elementem rozpoznawalnym niemal na całym świecie. Czytając komiks uśmiech sam ciśnie się na usta z każdym kolejnym kadrem. Dodatkowo cieszą one oko pieczołowitością i szczegółowością. Karykaturalna forma komiksu jest elementem rozpoznawalnym w kresce Uderzo, a dodatkowo świetnie obrazuje sytuacje z jakimi spotykają się nasi Galowie. Wiadome jest z góry jak potoczy się cała opowieść, Rzymianie przecież zawsze dostają bęcki. Nawet jeżeli w pobliżu nie ma Panoramiksa z magicznym wywarem. Warto również wspomnieć o przedstawieniu bitwy w formie jednostronnicowego kadru wraz z opisem i strzałkami, przypominającymi rozrysowaną taktykę meczu piłkarskiego. Niecodzienny sposób przedstawienia tej sytuacji na długo zapada w pamięci.

Przygody Asteriksa i Obeliksa są najbardziej znanym komiksem w Europie. Rene Goscinny i Albert Uderzo stworzyli niepowtarzalne dzieło, od którego trudno się oderwać. Każda historia to opowieść pełna humoru, zabawy i co najważniejsze można sięgać do niej wielokrotnie, i za każdym razem jest tak samo dobra. W piętnastym tomie doświadczamy wpływu Destrukcjusza, w wiosce, co jest świetnie zobrazowane i nietypowo przedstawione. Prosta historia w genialnej oprawie, tego możemy się spodziewać za każdym razem kiedy mamy do czynienia z przygodami dwóch Galów, chcących spokojnie jeść dziki wraz z nieodłącznym towarzyszem Idefiksem. Dodatkowo najnowsze polskie wydanie, którym uraczył nas Egmont, czaruje jeszcze bardziej swoimi pastelowymi barwami. Czy jeszcze czegoś potrzeba ?

Ocena: 8/10


Egzemplarz recenzencki udostępniony przez Bestiariusz.pl