czwartek, 19 grudnia 2013

Rigor Mortis Arcygeniusz Zła - Epizod I: Upadek

„Rigor Mortis Arcygeniusz Zła” to komiks włoskiego autora, Riccardo Crosy. Za polską edycję tej humorystycznej opowieści fantasy odpowiada Black Monk Games, wydawnictwo dotychczas znane głównie za sprawą genialniej gry karcianej „Munchkin” oraz „Zombicade”. Cała historia mrocznego władcy rozgrywa się w Kragmorth, umieszczonym gdzieś daleko w kosmosie, na granicy wszechświata. Osobliwą cechą tego miejsca jest fakt, że przechodzą przez nie magiczne prądy, znacznie zmieniające działanie znanych nam praw fizyki.

Akcja pierwszego tomu, zatytułowanego „Upadek”, toczy się praktycznie w całości w mieście Mor-Ankharas, zamieszkiwanym przez typy spod ciemnej gwiazdy, zwaśnione rasy i różnego rodzaju podobne kreatury. Wśród nich jest tytułowy Arcygeniusz Zła – Rigor Mortis, zwany również Mrocznym Władcą. Z uwagi na jego chciwość, ciąg do pieniądza oraz paranie się czarną magią nie ma wątpliwości, że jest on antybohaterem, klasycznym przykładem kanciarza i kombinatora. Jego aparycja ciekawie z tym koresponduje: odziany w czerwony płaszcz trupia postać przypomina połączenie znanych ze Świata Dysku Rincewinda ze śmiercią. Pomocnikiem Rigora jest tępy osiłek imieniem Romulus. Choć sługa Mrocznego Władcy nie należy to najbystrzejszych, to okazuje się, że w Kragmorth kobietom zdecydowanie imponują muskularnie mężczyźni o sylwetkach kulturystów.

Komiks pełen jest słownych i sytuacyjnych gagów, choć całość owiano mroczną, magiczną aurą. Każda z postaci pojawiająca się na kartach opowieści posiada swój komediowy posmak. Dobry przykład stanowią mroczny demon imieniem Oko-Shimel oraz jego niewolnicy. Ci drudzy bardzo przypominają Bóla i Panika z animowanego filmu „Hercules”. Na tym jednak humorystyczne odniesienia do innych dzieł kultury się nie kończą, by wspomnieć chociażby o karykaturach wszechpotężnego Cthulhu. Riccardo Crosa żongluje znanymi konwencjami, bohaterami oraz wątkami. I trzeba przyznać, że wychodzi mu to naprawdę bardzo dobrze.

Oprawa graficzna również stoi na wysokim poziomie, zwłaszcza jeżeli chodzi o bohaterów drugoplanowych i płeć piękną. Ciekawym zabiegiem jest połączenie Rigora z ciałem przepięknej nagiej niewiasty, które to rozwiązanie sprawia, że męska część odbiorców niejednokrotnie będzie miała na czym zawiesić oko. Warto również zwrócić uwagę na Mor-Ankharas. Plenery są świetnym uzupełnieniem całości przygody. Zaznaczyć trzeba również, że komiks jest czarno-biały, co w ostatecznym rozrachunku okazuje się dobrym wyborem twórcy. Zabieg pozbawienia historii kolorów z jednej strony oddziałuje na wyobraźnię czytelnika, z drugiej – dodaje smaczku samej opowieści .

Atutem komiksu są umieszczone w tomie dodatki. Na początek dostajemy wstęp autorstwa Darii Pilarczyk, w którym dowiadujemy się nieco o planach wydawnictwa związanych ze światem Kragmorth. Kolejny dodatek to historia Cesarstwa i całego świata, dzięki którym po przeczytaniu komiksu możemy uzupełnić swoją wiedzę o tym uniwersum. Dostajemy również mini fragment powieści o Rigorze oraz wzmiankę o Larrym Elmore – słynnym twórcy ilustracji do D&D oraz Dragonlance. Nie zabrakło również promocji gry karcianej „Tak, Mroczny Władco!”, bezpośrednio nawiązującej do postaci Rigora. Jakby tego było mało, do rąk fanów oddano jeszcze dwa szkice bohaterów pierwszego tomu, które są bardzo dobrym dodatkiem utrzymanym w klimacie całego komiksu. 

„Upadek” to zdecydowanie dobry komiks, przy którym trudno jest się nudzić. Akcja pędzi niczym ekspres nie dając czytelnikowi złapać kolejnego tchu przy salwach śmiechu. Historia wciąga i bawi, jak mało która. Dzieło włoskiego twórcy śmiało konkurować może z najlepszymi komiksami zza oceanu. Zwłaszcza, jeśli dodatkowo weźmiemy pod uwagę wspomniane, czarno-białe rysunki oraz liczne dodatki, dzięki którym mamy możliwość zagłębienia się w świecie Kragmorth nie tylko w sferze komiksowej. Gdyby szukać w „Upadku” wad, można byłoby wskazać jedynie na dialogi, które sprawiają wrażenie schematyczne i niekiedy dość topornych. Nie zmienia to jednak faktu, że uniwersum Rigor Mortis, ów szalony, pełen humoru i magii świat, jest zdecydowanie warty poznania.  

Ocena: 8/10



Bardzo dziękuje Wydawnictwu Black Monk za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

niedziela, 27 października 2013

Star Wars Komiks 5/2013

Kolejny numer dwumiesięcznika Star Wars Komiks to mały jubileusz magazynu. Dlaczego? Ponieważ dokładnie pięć lat wstecz został wydany pierwszy numer tego pisma, a dokładniej we wrześniu 2008 roku. Dzięki temu na naszym rynku mamy już 53 numery regularnej serii oraz 24 numery specjalne. Jak widać Gwiezdne Wojny, nadal cieszą się dużym zainteresowaniem. W obecnym numerze dostajemy trzy zupełnie różne historie, rozgrywające się w w różnych latach.

Pierwsza opowieść zatytułowana "Razem samotni" autorstwa Wellesa Hartleya ukazuje nam początki kariery Deeny Shan, która dopiero co przystąpiła do Sojuszu Rebeliantów. Polskim czytelnikom znana jest z komiksu "Rebelia: Drobne zwycięstwa", gdzie odgrywa dużą rolę. Historia jest prosta, Deena jako żółtodziób zostaje wciągnięta w przygodę razem z księżniczką Leią oraz Hanem Solo, w którym oczywiście się podkochuje. Warto zaznaczyć, że opowieść rozgrywa się niedługo po bitwie o Yavine IV. Skupia się on, głównie na relacjach pomiędzy bohaterami, a nie na akcji. Nie umniejsza to jednak dynamice komiksu. Dodatkowym plusem jest sposób narracji, która jest prowadzona przez Deene oraz bardzo ładne zakończenie.

"W głębi lasu" to druga opowieść, która rozgrywa się w czasie Wojen Klonów. Dzięki niej dowiadujemy się dlaczego planeta Kashyyyk postanowiła przyłączyć się do Republiki. Historia jest prosta, bez cudowania, dzięki czemu można się skupić na warstwie wizualnej, a ta jest prześliczna. Za artystyczną kreskę odpowiada Sang Jun Lee, i trzeba przyznać, że jest to kawał dobrej roboty. Zwłaszcza jeżeli chodzi o dynamikę, i kadrowanie.

Ostatnią przygodą zaserwowaną przez Egmont jest "Niewidziani, niesłyszani". Czarno-biały komiks Dustina Weavera, jest perełką i najlepsza pozycją w tym numerze. Narratorem jest Visas Marr, niewidoma użytkowniczka mocy znana z gry "Knights of The Old Republic II". Dowiadujemy się jak to się stało, że została uczennicą Darth Nihilusa oraz ostatnią przedstawicielką swojego gatunku.

Star Wars Komiks 5/2013 to bardzo dobra pozycja i każdy fan znajdzie w tym numerze coś dla siebie. Mamy tu trzy zupełnie inne i odrębne historię, w trzech różnych klimatach. Warto sięgnąć po ten numer zwłaszcza dla czarno-białej opowieści o Visas, która jest genialnie narysowana a, każdy z kadrów to uczta dla oka. Jeżeli, ktoś nie jest jeszcze zdecydowany to niech wsiada w swój śmigacz i leci do kiosku bo naprawdę warto.

Ocena: 8/10


niedziela, 13 października 2013

Kapitan Ameryka, Nowy Początek

Po serii ataków terrorystycznych z 11 września 2001 roku Stany Zjednoczone muszą znaleźć sposób na powstrzymanie kolejnych zamachów. Kraj potrzebuje symbolu na przykładzie, którego szary obywatel będzie mógł się wzorować. Kogoś, kto stanie do walki w imię sprawiedliwości. Tym człowiekiem jest Steve Rogers aka. Kapitan Ameryka. Czy jego supermoce i niezłomny duch wystarczą aby pokonać widmo terroru?

Dziewiętnasty tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvel wydawanych przez Hachette, to specyficzna pozycja jeżeli chodzi o komiksy związane z symbolem wolności. Na duet John Ney Rieber i John Cassaday spadła duża odpowiedzialność aby stworzyć nowy run aby nie był on patetyczny oraz napompowany amerykańską propagandom. Wydanie zbiorcze zawiera sześć zeszytów, wydanych oryginalnie w 2002 roku. Cała seria Vol. 4 liczyła sobie 32 zeszyty.

Nowy początek okazał się dość kontrowersyjną pozycją dla fanów kapitana, zwłaszcza w zestawieniu z poprzednimi historiami. Jedni chwalili w jaki sposób Rogers okazuje odwagę, a inni uważali za komiks zbyt polityczny. Fabułę, można określić mianem "atak terrorystyczny", i mówi nam to wszystko o komiksie. Mamy złych terrorystów, którzy za wszelka cenę, chcą udowodnić, dlaczego USA to największe zło tego świata. Na ich drodze staje śmiertelnie poważne uosobienie amerykańskiego snu czyli Steve Rogers. Dodatkowo, z każdą akcją odkrywa on spisek, który jest wymierzony w amerykańską armię, dzięki nowoczesnym nieśmiertelnikom. Pomysł może nie jest zbyt dobry, jednak jego wykonanie również nie stoi na wysokim poziomie. Tak można pokrótce streścić całą fabułę, która niestety pomimo zapewnień autorów jest patetyczna i propagandowa. Sięgając po komiksy z kapitanem, można być przygotowanym na coś takiego, lecz nie tak w silnej dawce. Po lekturze przychodzi nam na myśl iż amerykanie to dumny i zadufany w sobie naród. O ile w latach 80 i 90, superbohater z flagą na piersiach mógł rozwiązywać takie problemy to w pewien sposób było to zabawne, teraz otrzymujemy poniekąd to sam tylko na poważnie.


Rysunki Johna Cassadaya stoją na bardzo wysokim poziomie i gdyby nie on i jego oprawa graficzna komiks byłby naprawdę tragiczny. Nie uświadczymy tu typowego rysunku z duża ilością detali. Rozstawienie kadrów i kolory nadają charakter powieści obrazkowej a nie komiksu akcji, do którego przyzwyczaiło nas wydawnictwo Marvel. Brak intensywnych kolorów prowadzi troszeczkę do spłaszczenia obrazu, dzięki czemu nie uświadczymy efektu przestrzeni i głębi. Warto również wspomnieć o okładkach, które są fenomenalne. Stylizowane na plakaty propagandowe są chyba największym atutem komiksu. Każdy fan komiksu mając możliwość powieszenia sobie takiej okładki w formie plakatu nie odmówiłby.

 Niestety "Nowy Początek" to komiks, który raczej nie przypadnie do gustu ani starszemu, ani młodszemu czytelnikowi. Zbyt duży patos, nawet jak na Kapitana Amerykę zabija ten komiks. Słabe dialogi jak i narracja dokładają niestety kolejną cegiełkę na szalę negatywów. Jedyne plusy tej historii to wspomniane okładki oraz rysunki w pierwszym rozdziale opowieści. John Ney Rieber stworzył historię, która nie trzyma w napięciu, jest mdła i warto o niej szybko zapomnieć sięgając po inne, ciekawsze przygody Kapitana. Przed sięgnięciem po ten komiks warto się dwa razy zastanowić, bo mając do wyboru dowolny inny komiks, chyba bym wybrał to drugie.

Ocena: 4/10


wtorek, 27 sierpnia 2013

Assassin's Creed 1, Desmond

Serii Assassin's Creed nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Gra wywarła tak duży wpływ na społeczeństwo, że osoby nie interesujące się tym rodzajem rozrywki słysząc ten tytuł są w stanie powiedzieć co to jest. Wiadomo również, że jest to kura znosząca złote jajka, co można zaobserwować gdyż oprócz masy gier, różnych gadżetów i książek przyszedł czas na komiksy. Wydawnictwo Sine Qua Non podjęło się wypuszczenia na nasz rynek właśnie tej serii, na fali popularności assasynów. Jak się jednak okazuje, było warto, gdyż komiks stoi na wysokim poziomie.

Desmond Miles, główny bohater opowieści (jak również gry) i ostatni z Asasynów, został uwięziony w najnowocześniejszym laboratorium naukowym kierowanym przez Templariuszy. Wbrew jego woli zostaje poddany serii testów, która mają na celu rozszyfrować tajemnice cennego dziedzictwa assasynów. Służy do tego zaawansowane technologicznie urządzenie zwane Animus, pozwalające przeglądać przeszłość przy użyciu pamięci genetycznej. Za pomocą urządzenia zwanego Animus zakon cofa go do przeszłości, do czasów starożytnego Rzymu, gdzie Desmond wciela się w swojego przodka – Aquliusa za pomocą pamięci genetycznej. Dzięki temu Templariusze mają możliwość obejrzenia przeszłości rodu Asasynów i rozwiązania tajemnicy ich cennego dziedzictwa.

Strona graficzna stoi na dobrym poziomie. Komiks wydany jest w dużym formacie co pozytywnie wpływa na wielkość poszczególnych klatek na stronie. Warto na początku zwrócić uwagę na okładkę, która przyciąga uwagę. Prezentuje ona połowę twarzy Assasina, nadając jej tajemniczości i zachęcając do sięgnięcia po komiks. Za rysunki odpowiada Djillali Defali, w którego pracach godne uwagi są konstrukcje plansz oraz dynamika kadrowania. Niestety sceny walki oraz mimika postaci wypada słabo. Na szczęście nie ma tego zbyt dużo. Spowodowane jest to chęcią stworzenia czegoś realistycznego a niestety wychodzi sztucznie. Bez problemu można by było zastąpić kadrami z gry i wyszło by to na dobre. 

Scenarzysta Eric Corbetran znany z pracy nad XIII - Mystery, rzuca nas na głęboką wodę. Początkowo osoba nie obeznana z grą może się zagubić. Cała historia odwołuje się w dużej mierze do gry, jednak wprowadzone są również dodatkowe elementy, w tym Aquilius - assasyn z czasów Imperium Rzymskiego. Wszystkie elementy fabularne są wprowadzane konsekwentnie i chociaż wymagają u czytelnika dużego skupienia, zbierają się w jedną spójną całość. 

Bohaterowie serii Assassin's Creed znani są na całym świecie, a komiks ukazał się również w Danii, Francji, Niemczech oraz Kanadzie. Nie porywa on oryginalnością lub też warstwą graficzną, co prawda przekraczamy granice czasu i nauki, lecz to dopiero początek przygody. Na plus wypada jednak założenie skończenia historii w trzech tomach. Zagorzali fani marki AC będą zachwyceni poprzez możliwość dalszego zgłębiania tego uniwersum, natomiast osoba sięgająca po komiks z czystej ciekawości może się rozczarować. Jest to niewątpliwi ciekawe doświadczenie, przeniesienie gry na łamy komiksu, który rządzi się zupełnie innymi prawami. Pierwszy tom to powolne badanie terenu, które wypada średni, jednak warto obserwować jak cała historia się rozwinie.

Ocena: 6/10




Bardzo dziękuje Wydawnictwu SQN za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Star Wars Dziedzictwo: "Kawałki"

Komiksowa kontynuacja Gwiezdnych wojen George'a Lucasa, której akcja rozgrywa się 125 lat po wydarzeniach znanych z filmu. Sithowie pod wodzą nowego lidera Darta Krayta sprzymierzają się z Imperium i wspólnie przygotowują intrygę, która doprowadza do zerwania Galaktycznego Sojuszu i pogrąża światy w brutalnej wojnie. W podzielonym Imperium szturmowcy walczą ze szturmowcami, zabójcy sithów ścigają obalonego Imperatora Roana Fela, a szpiedzy różnych stron próbują wytropić spadkobiercę legendarnego dziedzictwa - Cade'a Skywalkera. Cade szuka czegoś zupełnie innego. Chce uciec przed przeszłością w miejsce gdzie legła ona w gruzach - w ruinach Akademii Jedi na planecie Ossus.

"Kawałki" jak sama nazwa wskazuje składa oprócz tego, że jest wydaniem zbiorczym, przedstawia nam kilka zamkniętych historii. Skupiają się głównie na postaciach drugoplanowych jak również epizodycznych. Poznamy tu zupełnie nowych bohaterów jak również zobaczymy tych znanych z poprzedniego tomu. Dzięki temu uzyskujemy szerszy obraz świata jaki przedstawia nam seria "Dziedzictwo". Nie mamy tutaj takich stereotypów jak Imperium - źli, Rebelia - dobrzy. To wypada niewątpliwie na plus. Możemy poznać motywacje każdej ze stron konfliktu, które są całkiem złożone a dawne animozje nie dają niektórym spokoju. Oprócz opowieści "Duch" dobrze wypada historia "Sprzymierzeńcy", w której mamy próbę nawiązania sojuszu pomiędzy Rebeliantami a Imperialnymi. Słabiej wypada "Nowy" i "Gotów na śmierć", niestety oba są troszeczkę mdłe i o ile pierwszy zarysowuje nam problem z jakimi muszą borykać się szturmowcy walczący przeciwko sobie, to drugi jest tak naprawdę zapychaczem i ani nie pokazuje jakoś nowego uniwersum, ani nie pcha fabuły do przodu. Niestety minusem jest również zagrywki znane z amerykańskich komiksów czyli "niespodziewane" pojawienie się matki głównego bohatera i mistrza znanego z Wojen Klonów. Oczywiście nie zabraknie motywu "nietykalnych" głównych bohaterów, gdyż im nigdy nie może sie stać nic złego.

Warto zwrócić uwagę na zróżnicowanie graficzne prezentowane w "Kawałkach". Mamy tu aż czterech rysowników. Oprócz Jan Duursemy - głównej rysowniczki serii i współscenarzystki, możemy zobaczyć prace Adamma DeKrakera, Travela Foremana oraz Colina Wilsona. Ostatni z panów w przeszłości miał do czynienia z takimi tytułami jak "Batman" czy "Judge Dredd". Pomimo słabej fabuły jaką musiał przedstawić jego prace zachwycają i stoją na wysokim poziomie. Jego kreska wybija się pomimo komputerowych efektów i kolorów, które zostały nałożone na prace.

"Kawałki" to całkiem dobry komiks pomimo typowo amerykańskiego założenia, iż oczywiste rzeczy trzeba tłumaczyć wielokrotnie. Dla niektórych jest to zaletą i lubią ten styl. Z pewnością graficznie jest to ciekawe doświadczenie zwłaszcza, że mamy tu aż czterech artystów, którzy bardzo dobrze wywiązali się ze swojego zadania, a każdy z nich reprezentuje odmienny styl. Fani Gwiezdnych Wojen będą zadowolenia a "zwykły" komiksiarz przeczyta ten tom z zaciekawienia i sięgnie po kolejny, zwłaszcza, że świat prezentowany w Dziedzictwie to naprawdę coś nowego.

Ocena: 6/10

sobota, 10 sierpnia 2013

Star Wars komiks 4/2012

Star Wars Komiks to kolejna podróż w świat Gwiezdnych Wojen. Jak zwykle czekają w nim na nas przygody, emocjonujące walki, wybuchy i fortele. Tym razem dostajemy opowieść „Jedi: Shaak Ti” u nas zmieniono tytuł na „Jedi w potrzasku”.

Akcja komiksy rozgrywa się w pięć miesięcy po bitwie o Geonosis znanej z filmu „Atak Klonów”. Trwa obecnie bitwa o Brentall IV, w której mistrzyni Jedi Shaak Ti wraz ze swoim doborowym oddziałem klonów sprzymierza się z bardzo popularnym Jedi Quinlanem Vosem i raz z byłymi więźniami są jedyną szansą na zdobycie bazy wroga. Dzięki niej szala zwycięstwa może się przechylić na korzyść Republiki. Wśród zbiegów znajduje się kobieta imieniem Lyshaa, którą właśnie mistrzyni Ti osadziła w więzieniu za zabójstwo jej Padawana. Czy uda im się wspólnie walczyć przeciw separatystą, czy też chęć zemsty i zdrady weźmie górę? Na wszystkie te pytania otrzymamy odpowiedź w tym właśnie komiksie.

Komiks jest swego rodzaju ucztą dla oka, możemy w nim zobaczyć świetne efekty rodem z najlepszych hoolywodzkich produkcji. Rysunki zachwycają, zwłaszcza przedstawienie wszelkiego rodzaju starć, zarówno z użyciem miecza świetlnego jak i blasterów. Warto również zwrócić uwagę na aranżacje kolorów, które nadają dynamiki całemu komiksowi. Dzięki temu zabiegowi efekty wybuchów czy cieni wydają się bardziej realne. Wszystko za sprawą kreski Duursemy. Historia napisana przez Johna Ostrandera przebiega gdzieś obok całej sprawy i zdecydowanie brak w komiksie głównego bohatera. Mamy natomiast jak zwykle drugie dno całej opowieści a jest to wcześniej już wspomniana zemsta. Jest to odwieczny moralny dylemat czy za śmierć bliskich osób należy odpłacić. W komiksie nie mamy z kim się utożsamiać oraz nie jest określony lider całej operacji a zarazem historii. Przypomina to trochę film z masą efektów specjalnych. Nie należy zapominać jednak o tym, że jest to kolejny mały epizod z frontu Wojen Klonów.

Ten numer „Star Wars Komiks” należy zaliczyć do średnich jeżeli chodzi o komiksy rozgrywające się pomiędzy pierwszym a trzecim epizodem. Podsumowując całość nie jest zła. Komiks ma cieszyć oko, lecz zapomniano w nim o fabule, która dopełnia nam cały obraz. Jest ona potraktowana lekką ręką, a nie tego można się było spodziewać po Ostranderze. Duursema natomiast jest niewątpliwie królową, jeżeli chodzi o rysowanie historii związanych z gwiezdną sagą i to oka ratuje ten komiks. Ciekawostką jest błąd w jaki nas wprowadza okładka komiksu, oryginalnie jest to okładka komiksu zatytułowanego „Oblężenie Saleucami, tom 4”. Może postać Qunlana Vosa miała za zadanie zwabić czytelników do kupna komiksu. Dla fanów tej postaci oraz Wojen Klonów pozycja obowiązkowa. 

Ocena: 5/10

 

wtorek, 6 sierpnia 2013

Star Wars Dziedzictwo: "Złamany"

    „Dziedzictwo: Złamany” to pierwszy tom nowej serii komiksowej, która ujawnia nam historie będące białą kartą w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Za scenariusz odpowiedzialny jest John Ostrander, a rysunkami zajęła się Jan Duursema. Duet ten znany jest ze swojej wcześniejszej pracy nad fenomenalną serią komiksową „Republic” oraz za stworzenie postaci Quinlana Vosa.

    Akcja rozgrywa się 130 lat po bitwie o Yavin IV (zniszczenie pierwszej Gwiazdy Śmierci); połączone siły Imperium i Sithów atakują akademię Jedi. Odrodzony zakon Sithów zamierza wytępić wszystkich Jedi przy pomocy Imperium, które dzięki nowemu sprzymierzeńcowi rozproszyło Sojusz Galaktyczny. Tak oto prezentuje się tło historyczne całej serii. Osadzenie komiksu w tak odległych czasach, dało autorom duże pole do popisu i manewrowania. Mogą oni dzięki temu wprowadzać nowe postaci jak i odwoływać się do potomków znanych nam z poprzednich książek i komiksów. Jednym z nich okazuje się Cade Skywalker, młody łowca nagród, który ma głęboko gdzieś, co dzieje się w galaktyce i pod żadnym pozorem nie zamierza zostać ani Jedi, ani tym bardziej ratować galaktyki, w której panuje chaos. Jedyne, co dla niego się liczy, to jego załoga oraz dobrze wykonana robota.
    Możemy się doszukać podobieństw do klasycznej trylogii, jak np.: Jedi na wymarciu, Imperium rządzące galaktyką czy księżniczka w opałach. Tych podobieństw jest jednak garstka. Mamy dużo innowacji, jedną z ciekawszych jest pojawienie się armii Sithów pod przywódctwem Darth Krayt’a, który nie uznaje zasady znanej nam z filmów „Dwóch Sithów panujących jednocześnie – uczeń i mistrz”. W komiksie dostajemy nowy potężny zakon, w którym nie brakuje charakterystycznych postaci, zaczynając do urodziwej Twilekanki Darth Talon, a skończywszy na siepaczu Darth Nhil’u.
   
Graficznie komiks wygląda bardzo dobrze, zwłaszcza dla osób lubiących rysunki Jan Duursemy. Tak jak w poprzednich seriach, i tym razem dostajemy ładnie wykończoną kreskę, przepiękne tła oraz ciekawe nowe statki kosmiczne czerpiące inspiracje z klasycznych pojazdów. Jedynym minusem jest udziwnienie walk, które wyglądają jak połączenie kina azjatyckiego z planszami instruktażowymi akrobatyki. Niewątpliwie miłym dla oka zabiegiem są szczupłe, piękne i seksowne postacie kobiece. Widać dzięki temu, że komiks skierowany jest głównie na rynek amerykański, gdzie wielbione są właśnie takie bohaterki. Wcześniej w komiksach z serii „SW” nie przywiązywano aż tak dużej wagi do idealizowania postaci kobiecych, a zwłaszcza ich kształtów.
Polska wersja językowa wypadła naprawdę bardzo dobrze. Tłumaczeniem zajął się Maciej Drewnowski i zrobił to świetnie. Bardzo ciężko jest znaleźć błędy, jedyne co wpada w oczy osobom znających oryginalną wersję, to imiona kobiece. Są one tłumaczone na siłę na język polski, jest to jednak spowodowane zasadami pisowni imion żeńskich w naszym kraju. Oprócz tego, polski przekład nie psuje komiksu, lecz zachęca do czytania go w naszym rodzimym języku.

Na zakończenie trzeba powiedzieć, że komiks jest dobry. Egmont zrobił świetną robotę, przedstawiając nam wprowadzenie do dużej serii komiksowej, która dzieje się 130 lat po wydarzeniach ze starej trylogii. Jest to dobra pozycja zarówno dla maniaków Star Wars jak i osób, które dopiero zaczynają swoją historię z tym uniwersum. „Złamany” jako komiks to pozycja godna polecenia, zwłaszcza dzięki bardzo dobrym rysunkom i fabule, która wciągnie nas w całkowicie nowy świat Gwiezdnych Wojen.

Ocena: 9/10

czwartek, 27 czerwca 2013

Star Wars Komiks WS, Zmrok

„Zmrok” to początek historii o najsławniejszym komiksowym duecie - Quinlanie Vosie i jego padawance Aayli Securze. Czytelnicy poznają losy mistrza Vosa od momentu, gdy ten zaczyna przypominać sobie, jak to jest władać mocą. W wyniku spisku mistrz i uczennica tracą pamięć. Czy brak wiedzy o kodeksie i dyscyplinie sprawi, że pogrążą się w objęciach ciemnej strony mocy?

Cały komiks rozpoczyna się od pożaru, w jednym z budynków na planecie Nar Shaada. Na miejscu znajduje się nieznany mężczyzna, który wygląda, jak rycerz Jedi. Choć udaje mu się uciec z płonącej budowli, to jednak nie ma czasu na odpoczynek. Jak mówi przysłowie, z deszczu pod rynnę – od razu trafia na ścigających go najemników. Z opresji ratuje go Vilmarh Grahrk – devoriański łowca nagród.

Cała intryga skupia się jednak na przeszłości głównego bohatera i na tym, co komu obiecał, a kogo przysiągł bronić. Sojusznicy stają się wrogami, a wrogowie opowiadają się po jego stronie w walce z niewolnictwem, które w Republice wciąż jest nielegalne. Kluczem do tego wszystkiego może okazać się poznanie przeszłości, dzięki której Vos spróbuje ocalić przyszłość galaktyki.

Pierwotnie komiks został wydany przez Dark Horse, jako jeden z serii komiksów Republic. Zyskała ona tak dużą popularność, że doczekała się aż 83 zeszytów. W cyklu pojawia się mnogość wątków, związanych z nową trylogią, jednak akcja większości komiksów skupia się na postaciach Quinlana i jego padawanki. Bohaterowie ci zostali stworzeni przez rysowniczkę Jan Dursemmę. 

Niestety widać, że postacie nie są dopracowane. Po raz pierwszy pojawiły się one na łamach komiksu i wyraźnie rzuca się w oczy łagodna kreska, do której nie jesteśmy przyzwyczajeni. Delikatne są również kolory, w których, podobnie jak w rysunkach, brak nasycenia i mocnych pociągnięć. Można odnieść wrażenie, że autorka dopiero bada grunt, na którym później powstaną o wiele barwniejsze rysunki. 

Natomiast sama historia jest przedstawiona bardzo dynamicznie. Fabułę urozmaicają liczne zwroty akcji, dzięki którym czytelnik nie nudzi się, a z zapartym tchem czeka na to, co będzie dalej. Na samym początku możemy czuć się zagubieni, jednak to wrażenie szybko mija. Wokół każdego bohatera tworzy się charakterystyczny klimat, dzięki któremu bez problemu wpasowują się oni w uniwersum Star Wars. 

Suma sumarum, „Zmrok” to nie do końca dopracowana, aczkolwiek pełna szczegółów mini-seria, w której debiutują postacie, uwielbiane przez fanów. Polskie tłumaczenie wypada bardzo dobrze, widać, że Egmont nie spoczywa na laurach. Pomimo drobnych błędów i niedociągnięć, które mogą zostać pominięte, jest to obowiązkowa pozycja dla każdego fana Star Wars lubiącego komiksy.

Ocena: 7/10

 

niedziela, 23 czerwca 2013

Thorgal, Młodzieńcze lata, tom 1

Mieliśmy już komiksowe przygody Młodego Indiany Jonesa, Sherlocka Holmsa czy też drużyny Tine Titans czy Younge Avengers gdzie dostajemy młodsze odpowiedniki znanych i kochanych superbohaterów. Tym razem przyszedł czas na młodszą wersję „Gwiezdnego Dziecka”, którego chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, ponieważ Thorgal stał się ikoną popkultury komiksowej naszej ery. Wydawnictwo Le Lombard postanowiło uraczyć nas trzecią serią poboczną rozgrywającą się w świecie Wikingów. Oczywiście za polskie wydanie odpowiedzialny jest Egmont, który oprócz klasycznych przygód pozwala nam śledzić przygody Louve i Kriss De Valnor. Teraz przyszedł czas na Thorgal: Młodzieńcze Lata.

Jedna z najbardziej surowych i długich zim, nawiedziła krainę zamieszkałą przez Wikingów Północy. Tym samym zwiastując nieuniknione widmo głodu. Bezwzględny król Gandalf Szalony wraz z oddziałem najsilniejszych wojaków, wyruszył w daleką podróż, w poszukiwaniu jedzenia. Pod jego nieobecność na tronie zasiadł jego syn piętnastoletni Björn, pałający wielką nienawiścią do nastoletniego barda. Aby przebłagać Bogów i zdobyć ich przychylność młody władca postanawia posunąć się do ostateczności i złożyć w ofiarę z człowieka. Postanawia on upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu pozbywając się zarazem znienawidzonego konkurenta. Wybór nieszczęśnika jest prosty - zostaje nim wyklęty przez wikingów skald. Los jednak sprzyja Thorgalowi, którego śpiew zwabia do zatoki trzy długie paszcze – dorosłe wieloryby. Jak to zwykle bywa, ogromne zwierzęta nie są zwykłymi waleniami a tytułowymi siostrami Minkelsönna. Tylko przybrany syn dawnego króla Wikingów Północy może zdjąć klątwę i przywrócić im dawną postać.

„Trzy siostry Minkelsönn” to próba stworzenia początków bohaterskiego Thorgala, podjęta przez Yanna, który otrzymuje dużą dowolność w tworzeniu i kreowaniu dzieciństwa młodego wikinga. W głównym cyklu otrzymaliśmy szczątkowe informacje odnośnie tych lat, tak więc autor musi się odnosić tylko do tych głównych informacji natomiast cała reszta to pusta kartka, którą może wypełnić. Jest to ciekawe udogodnienie w przeciwieństwie do serii Louve. Innowacją na jaką porwał się Yann jest brak zamknięcia całej historii w jednym zeszycie. Z jednej strony fani przyzwyczajeni do wcześniejszych przygód mogą się bardzo zdziwić przerwaniem akcji, a z drugiej miło zaskoczyć takim rozwiązaniem. Nie zabrakło oczywiście błędów. Jednym z nich jest określenie „syn gwiazd”, które pada z ust samego Thorgala. Jak wiemy dużo później dowiaduje się on o swoim prawdziwym pochodzeniu. Nie zabrakło również ciekawych nawiązań i powrotów znanych postaci w nowym stylu. Warto wspomnieć o bardzo sprytnym wprowadzeniu motywu tajemniczej kobiety z wieży, która fani serii poznają bez problemu. Pomimo chęci oraz bardzo dobrego ukazania relacji Thorgal – Aaricia, Yannowi brakuje tego czegoś co wychodziło spod póra Van Hamme. Ważne jest jednak to, że nie stara się on go naśladować. Tworzy barwną opowieść składającą się z wcześniej postawionych punktów i wykorzystuje kruczki z głównej serii jak choćby odniesienie do skalda.

Niewątpliwie w „Młodzieńczych Latach” bryluje Roman Surżenko. Początkowe plansze są mroczne i pełne chłodu. Utrzymanie zimnej kolorystyki poteguje doznania jakich doświadczamy na poszczególnych kardach. Zima jest główną scenerią dominującą w tym albumie, jednak rosyjski rysownik nie traci charakterystycznego stylu Thorgala i bardzo dobrze się w nim odnajduje. Warto również zwrócić uwagę na kontrastujące wnętrza, chat i jaskiń, gdzie przy ogniu otrzymujemy istne arcydzieła światłocienia i blasku palenisk. Tym samym dostajemy dwa światy, które jak wspomina sam Rosiński są wykonane na dobrym poziomie. Postać samego Thorgala nie jest kalką czy też podróbką, lecz dobrze przedstawionym zbiorem cech głównego bohatera, które mogliśmy obserwować w jego późniejszych przygodach z głównej serii komiksowej.
Pierwszy tom Młodzieńczych Lat najlepszy z dotychczasowych spin-offów jakie ostatnio mogliśmy czytać dzięki wydawnictwu Egmont. Pozostawia on pozytywne wrażenia, zwłaszcza jeżeli chodzi o doznania wizualne. Dzięki Romanowi Surżenko możemy na nowo obcować ze starym dobrym światem Thorgala. Autorzy decydując się na ukazanie młodszej wersji bohatera rzucili się troszeczkę na głęboką wodę, lecz nie poszli na dno, tylko dostali wiat w żagle. Seria zapowiada się bardzo dobrze zwłaszcza dzięki postaci Björna, który na pewno do popalić młodemu Thorgalowi. Pozostaje nam tylko czekać aż kolejne karty historii trafią w nasze ręce.

Ocena: 8/10


Egzemplarz recenzencki udostępniony przez Bestiariusz.pl
 

sobota, 8 czerwca 2013

Aquaman, "The Others" (7-13)

     Aquaman zaskakuje z zeszytu na zeszyt swoim scenariusze, zwrotami akcji i dobrymi rysunkami. Widać, że Geoff Johnes wraz z Ivanem Reisem mają co do tej postaci większy kilkuletni plan. Początkiem jest historia zatytułowana "The Others" wprowadzająca nową grupę superbohaterów, która oprócz zbieraniny najróżniejszych postaci posiada jeden cel, dorwać Black Mante.

     Historia rozpoczyna się od pościgu w którym Black Manta podąża za tajemniczą kobietę, która jak później się okazuje jest członkinią tytułowych The Others. Po walce napastnik zabiera jej złoty artefakt, którego Kahina strzegła do ostatniego tchu. Aquaman i Mera trafiają do domu Stephen Shina aby pokazać mu tajemniczy przedmiot, który znaleźli na dnie rowu podczas swojej ostatniej przygody. Przypuszczenia Arthura okazują się prawdziwe, ponieważ artefakt należy do Atlantów i zawiera ciekawe informacje. Sielanka nie trwa jednak wiecznie i nagle z tajemniczego portalu pojawia się czarnoskóra kobieta z panterą, którzy chcą zabić profesora Shina. Jak się później okazuje ona również jest członkinią The Others oraz dobrą przyjaciółką Aquamana. Wspólnie muszą odnaleźć dawnych sojuszników i powstrzymać Black Mantę przed zdobyciem wszystkich artefaktów.

     Pierwsza duża opowieść wykonana przez Johnesa i Reisa, jest naprawdę dobrą historią. Zaglądamy w przeszłość Arthura kiedy był jeszcze arogancki, impulsywny i nie stronił od przemocy. Okazuje się również, że należał do drużyny The Others, w której skład wchodziły dość specyficzne osobistości. Każdy z jej członków posiada złotą broń-artefakt, która daje jej posiadaczowi niezwykłe właściwości. Trójząb Aquamana należy właśnie do tych przedmiotów. Dzięki nim można dotrzeć do artefaktu dzięki, któremu zatonęła Atlantyda. Pomysł ciekawy zwłaszcza, że głównym antagonistą zostaje chyba najbardziej znany przeciwnik Arthura, Black Manta. Po części poznajemy jego przeszłość, która nie uległa zbytnio zmianie, a sam bohater nadal wzbudza grozę w czytelnikach. Kolejna innowacją są nowi bohaterowie tacy jak Prisoner of War, Vostok-X czy Ya'Wara z jej panterą. I właśnie na nią warto zwrócić uwagę nie tylko ze względu na skąpy ubiór. Wzbudza ona zazdrość w Merze co dodaje pikanterii całej opowieści. Rysunki jak zwykle stoją na bardzo wysokim poziomie do czego zostaliśmy już przyzwyczajeni od numeru pierwszego. Może się będę powtarzał, ale warto o tym wspomnieć, Aquaman dużo zyskał poprzez DC52 i stał się jednym z flagowych numerów tego wydawnictwa.

Ocena: 9/10
    

Garść informacji

Minął prawie miesiąc od ostatniej recenzji, ale nie martwcie się, już niebawem się to zmieni. Czasami przychodzi taki okres w życiu, że nie wiadomo gdzie włożyć ręce aby cokolwiek zrobić, a doba staje się zbyt krótka. I właśnie coś takiego mnie dorwało. Udało się jednak zwalczyć ten stan a w międzyczasie przeczytać kilka ciekawych pozycji, których recenzje znajdą się niebawem na blogu. Zatem zaglądajcie i komentujcie!

środa, 15 maja 2013

Biały Orzeł, Pierwszy lot

Każdy fan Iron Mana, Supermana czy Batmana, zawsze marzył o tym, aby w naszym kraju też działał jakiś superbohater. Amerykanie mają swojego kapitana, w Londynie działa Kapitan Britain, tak więc dlaczego nie stworzyć czegoś naszego. Podjęli się tego Adam i Maciej Kmiołek tworząc pierwszego polskiego superbohatera "Białego Orła".

Głównym bohaterem jest Alek Poniatowski, prezes firmy TechCorp, która opracowuje nowe technologie dla rządu. Oczywiście u przy jego boku nie może zabraknąć pięknej żony Alicji, oraz przyjaciela i wspólnika Wiktora Rossa, który jak to w przypadku komiksów bywa ma zapędy na stanowisko Aleksa. Wszystko rozpoczyna się od wypadku w którym Poniatowski w tajemniczych okolicznościach wypada z piętnastego piętra swojego biurowca. Dzięki determinacji, wsparcia rodziny oraz technologi udaje mu się przełamać ograniczenia spowodowane wypadkiem i stać się Białym Orłem. Postanawia wraz ze swoim jajogłowym pomocnikiem Hudinim dowiedzieć się co tak naprawdę stało się tamtej nocy w TechCorp. Doprowadza go to jednak do wielu przygód związanych nie tylko z jego ojcem ale i serum, które doprowadziło go do obecnego stanu.

"Pierwszy lot", zawiera trzy pierwsze przygody naszego rodzimego superherosa. W których dowiadujemy się o jego początkach, które przypominają znane z amerykańskich komiksów wątki. Niemniej cała konwencja jaką przedstawili Kmiołkowie w swoim komiksie jest jak najbardziej dobrze przedstawiona. Można się w niej na siłę doszukiwać, elementów znanych z innych komiksów, jednak nie jest to takie istotne. Ważne jest to, że wzorce z których obaj panowie czerpią są klasykami, które urosły do miana kultowych motywów. Zdecydowanie dobrym przedsięwzięciem jest tworzenie zeszytów i wydań zbiorczych, zdecydowanie tych pierwszych brakuje na polskim rynku komiksowym.

Świat otaczający jest ściśle określony jeżeli chodzi o miejsca. Mamy to w opisach jednak rysunki tego aż tak bardzo nie odzwierciedlają. Pojawiają się charakterystyczne dla stolicy budowle jak Pałac Kultury, jednak to za mało aby w toku akcji dało się odczuć tętniącą życiem metropolię. Na duży plus wypadają bohaterowie. Zarówno tytułowy Biały Orzeł jak i pojawiający się w trzecim zeszycie tajemniczy Wyklęty Rycerz. Pierwszy i drugi trzymany jest w konwencji idealizowania sylwetki, jednak widać kunszt i serce jaki wkłada autor w każdy szczegół. Nie mamy tu również zbytniego przesytu jeżeli chodzi o detale i dziwną technologię, co umożliwia nam osadzenie komiksu w realiach niedalekiej przyszłości. Fabuła rozwija się w dobrym tempie i można założyć, iż autorzy mają większe plany co do niektórych bohaterów. Zwłaszcza, że wprowadzają pewien rodzaj mistyki, na której rozwój przyjdzie nam zapewne poczekać. Dialogi może nie powalają, lecz nie są one toporne i w miarę dobrze się je czyta. Nie mamy przegadanych sytuacji, ani tautologicznych sytuacji. Każdy z bohaterów ma też swój styl wypowiedzi i autorzy nie boją się używać ciętego języka w odpowiednich sytuacjach.

Biały Orzeł to propozycja obok której nie można przejść obojętnie. Bardzo dobrze wpisuje się na polskim rynku komiksowym jako forma zeszytowa, której od kilku lat tak brakuje. Temat jest ciekawy i z pewnej strony nowatorski. Widać, że "Pierwszy lot" sprawdzenie grunty i rozbieg dla dalszego działania, które ma sprawić, że nasz pierwszy polski superbohater wzniesie się bardzo wysoko.

Ocena: 7/10


poniedziałek, 6 maja 2013

Tequila, Pierwsza plansza

   Tequila to nowa propozycja na rynku komiksowym, która ma powstać dzięki Wrocławskiemu wydawnictwu Dobre Historie. Komiks i powieść rozgrywają się w post-apokaliptycznym świecie przyszłości z super heroiną o imieniu Tequila w roli głównej. Twórcami całego zamieszania są Katarzyna Babis (rysunki) oraz Łukasz Śmigiel (scenariusz). Uniwersum Tequili to brutalny i pełny erotyzmu świat, w którym będą wymieszane popkulturowe konwencje.  Przygody tej niecodziennej heroiny można było zobaczyć w szóstym numerze magazynu "Coś na Progu" i - jak zapewniają autorzy - to nie jest jej ostatni występ.
    
     "Legenda mówi, że wszystko zaczęło się u schyłku XX wieku, kiedy to w wyniku pewnego eksperymentu na całym świecie pojawiły się miliony okien – bram do innego świata. Okna różnych wielkości (niektóre rozmiarów krateru, inne wielkości piłki) zawisły w pozornie przypadkowych lokacjach, pojawiając się nad ulicami miast, wewnątrz budynków, nad oceanami i szczytami gór. Badania tych niezwykłych anomalii z początku niewiele wykazały – nie można było przez nie nigdzie przejść, nie można było ich zamknąć, nic też z nich nie przechodziło do naszego świata. Przynajmniej na początku..."

     Warto wspomnieć, że cały projekt oprócz komiksu ma również zawierać powieść, a co najważniejsze, może być tworzony przez fanów. Dzięki serwisowi "Polak Potrafi", twórcy starają się uzyskać pomoc finansową, która jest potrzebna do realizacji projektu. Warto zaznaczyć, że wspierając można stać się jednym z bohaterów komiksu lub uzyskać inne ciekawe gadżety, jak chociażby specjalny rysunek Katarzyny Babis. Podczas Pyrkonu miałem możliwość obserwować,  jak młoda artystka tworzy swoją heroinę, i powiem tyle: "Chcę to mieć na swojej półce z komiksami, a portret Tequili na ścianie!". Zachęcam zatem do wspierania i śledzenia losów zadziornej bohaterki, która nie pamięta nic ze swojej przeszłości. Poniżej pierwsza plansza komiksowa!


 

środa, 24 kwietnia 2013

Uncanny X-Men, Mroczna Phoenix

     Przyszedł czas na kolejną recenzję z cyklu komiksowego Wielka Kolekcja Komiksów Marvela, która jest wydawana w Polsce przez Hattchette. W szóstym tomie otrzymujemy klasyczną historię sygnowaną X-em, z tragedią w tle. Ta opowieść jest jedną z najbardziej znanych przygód drużyny Xaviera, do tego stopnia, że doczekała się animowanego odpowiednika, a elementy w niej zawarte zostały wykorzystanie w ekranizacjach filmowych.

     Pierwsza kobieta jaka zasila skład X-men, Jean Grey zostaje opanowana przez kosmiczną moc Feniksa. Dzięki czemu uzyskuje ona nieograniczone moce dorównujące bogom. Niestety jej ludzkie ciało oraz umysł nie są w stanie utrzymać tak potężnej mocy. Tym samym przemienia się ona w tytułową Mroczną Feniks i zostaje członkinią Hellfire Club. Jako, że drużyna musi trzymać się razem X-meni nie opuszczają przyjaciółki i za wszelką cenę starają się ją uratować i przeciągnąć znów na jasną stronę mocy. Aby wspomóc obecny zespół wracają Beast i Angel, którzy opuścili zespół jakiś czas temu i zostali zastąpieni przez nowych bohaterów. Gdyby tego było mało Jean Grey jest odpowiedzialna za zniszczenie całego układu słonecznego i życia jakie tam istniało. Za swe czyny będzie musiał odpowiedzieć przed Cesarzową Lilandrą, której wcześniej wraz z X-men pomogła objąć tron Shi'ary.

     Tak oto prezentuje się po części fabuła komiksu, który otrzymał miano "klasycznego" w historii X-men i wydawnictwa Marvel. Właśnie dzięki tej opowieści drużyna o mutantach wspięła się na piedestał domu pomysłów i zasiada na nim po dziś dzień. Mroczna Feniks to dopiero początek wielokrotnie używanego motywu w historii X-men. Po raz pierwszy otrzymujemy tak dużą metamorfozę głównej bohaterki. Ta opowieść stała się wyznacznikiem i drogowskazem w jakim kierunku podążały kolejne opowieści o mutantach, a piętno tych wydarzeń, oraz motywy Sagi Feniksa jest nadal odczuwalne we współczesnych komiksach. Chris Claremont i John Byrne postanowili stworzyć historie z rozmachem o, której będzie się mówiono przez lata. I właśnie dzięki niej zapisali się oni na kartach historii komiksowych twórców. To właśnie oni wprowadzili po raz pierwszy takie postaci jak Kitty Pryde, Emma Frost oraz dyskotekową Dazzler. mamy tu dylematy moralne, konflikt dobra ze złem, diametralną przemianę niewinnej osoby w czyste zło oraz ukazanie prawdziwej miłości, która potrafi wszystko przezwyciężyć. Chociaż to wszystko ładnie brzmi, czytając komiks mamy wrażenie archaiczności, zbyt dużo narracji, ciągłe przypominanie co stało się dwie kartki temu, i bardzo dosadne tłumaczenie co się dzieje. W ciągu lat komiks stracił i zestarzał się. Historia, która w tamtych czasach była czymś nowym, innowacyjnym i rewolucyjnym, teraz jest po prostu kolejną opowieścią uznaną za "klasykę". Osobiście jednak przystaję przy tym, że jest to historia kultowa i należy ją przeczytać, a nie tylko znać. Pomimo swojej staroświeckiej narracji czy sposobu prowadzenia dialogu, Mroczna Feniks to komiks przełomowy w dziejach X-men i w wydawnictwie Marvel. Gdyby nie te wydarzenia nie mielibyśmy teraz takich eventów jak Avengers vs. X-men, i nie wiadomo czy drużyna mutantów ze szkoły dla wybitnych nadal by gościła na kartach komiksów.

Ocena: 9/10


wtorek, 16 kwietnia 2013

Age of Ultron, Book 4

     Dalsze losy w postapokaliptycznym świecie wykreowanym w uniwersum Marvela. Czwarty zeszyt Age of Ultron już jest dostępny od jakiegoś czasu na amerykańskim rynku. Czy Bendis po raz kolejny przedstawi Avengers najgorszy dzień w ich życiu? Na pewno nie w tym zeszycie. Uwaga mogą się pojawić niewielkie SPOILERY!

     Historia rozpoczyna się dokładnie w tym samym miejscu gdzie zostaliśmy zostawieni w poprzednim zeszycie. Luke Cage dowiaduje się bardzo ważnych informacji na temat tego jak udało się Ultronowi doprowadzić do zagłady świata, i przekształceniu go do obecnego kształtu. Niestety za te wiadomości przychodzi mu zapłacić największą cenę. Jen Walters ginie a sam Cage zostaje śmiertelnie ranny, pomimo jego siły i prawie niezniszczalnej skóry. Udaje mu się jednak wymknąć ze szponów "adiutanta" głównego antagonisty serii. Następnie przenosimy się do San Francisco, Chicago oraz wracamy do Nowego Jorku, gdzie każda z wcześniej poznanych drużyn opuszcza zniszczone miasto udając się do jedynego miejsca w które nie zostało jeszcze przemienione w mechaniczny świat Savage Land.


     Można śmiało powiedzieć, że 1/3 "przełomowego" eventy wydawnictwa Marvel już za nami. Bendis przyjął standardowy jak na duże wydarzenia sposób przedstawienia historii. Po trzecim numerze, który miał dużo akcji oraz ważnych informacji przychodzi dość spokojny zeszyt gdzie akcja powoli się rozgrywa i jest przewidywalna. Widać, że autor chce stopniować napięcie i dawkuje informacje, które są ważne dla głównej fabuły. Jak zwykle ostatni kadr zeszytu sprawia, że chce się sięgnąć po następny zeszyt. Tym razem jest to dużo mniejsze WOW. Duże brawa należą się dla rysownika Bryana Hitcha, który nadal bardzo dobrze odzwierciedla bezsilność bohaterów. Dodatkowo warto wspomnieć o rewelacyjnym przedstawieniu Black Widow na końcu zeszytu. Przypomina ona Scarlett Johannson z filmu Avengers. Niemniej podsumowując całość tym razem wypada to średnio, statycznie i momentami nudno. Widać, ze ma to być zeszyt na odpoczynek, małe podsumowanie tego co jest i mini prolog do tego co może nas czekać w kolejnych tomach. Niestety wg mnie jest to niepotrzebne wydłużenie serii, która zamiast 10 będzie miała 12 zeszytów.




Ocena: 6/10

czwartek, 11 kwietnia 2013

Aquaman, Lost #5 i Deserted #6

     Przyszedł czas na kolejne dwa zeszyty Aquamana, które wchodzą w skład pierwszego wydania zbiorczego "Aquaman Vol 7". Pierwsza historia zatytułowana "Lost" rozpoczyna się od widoku Arthura spadającego z nieba na środek pustyni. Brzmi absurdalnie, ale jest to prawda. Jak do tego doszło, dowiadujemy się czytając dalej komiks. Głównym tematem zeszytu jest tajemniczy artefakt, który trafił w ręce bohaterów po walce na zatopionym statku Atlantów. 

     "Deserted" to solowy występ Mery zwanej Aquawoman. Wyrusza ona samotnie do pobliskiego miasta aby nabyć karmę dla swojego psa. Jako, że nie zna się zbytnio na zwyczajach "powierzchniowców" wpada w niemałe tarapaty. Trafia na Bostońską policje, jest skuta kajdankami, używa swoich wodnych mocy, a to wszystko po to aby nakarmić ukochanego czworonoga.

     Oba zeszyty są solowymi występami głównych bohaterów. Pierwszy to tytułowy bohater próbujący odkryć o co chodzi z tajemniczym artefaktem. Drugi to jego ukochana, która próbuje odnaleźć się w świecie, którego nie zna. Każda z tych historii na swój sposób jest zamkniętą całością, lecz widać po nich, że jest to przerywnik do tego co ma nastąpić później. Oczywiście za scenariusz odpowiada wspaniały Geoff Johnes, który wie dokładnie jak poprowadzić czytelnika oraz co mu zdradzić teraz, a co później. Dodatkowo można spekulować, że autor planuje coś dużego i nie mowa tu o Trinity War, ponieważ znany jest ze swoich dalekosiężnych planów. Nie wiadomo jednak czy w związku z dużą ilością komiksowych serii pisanych przez niego Aquaman załapie się do jego głównych projektów. Rysunkami dalej zajmuje się Ivan Reis i jak dla mnie dalej są pełne dynamizmu oraz szczegółów. Jest to klasyczny przykład stylu amerykańskiego. Warto również wspomnieć, że w szóstym zeszycie mamy przebłysk z przeszłości Mery, w której widzimy jak jest szkolona i planuje zabić Aquamana. Co z tego wyniknie? Myślę, że niedługo możemy się o tym przekonać. W obydwu zeszytach nie brakuje humoru zarówno słownego jak i sytuacyjnego. Może są one słabsze od poprzedniej historii, ale nie możemy dostawać cały czas wybuchów, czasem trzeba od tego odpocząć. Podsumowując obie opowieści, to nie jest źle. Główna fabuła się powoli rozwija, natomiast historia "Deserted" jest genialna jeżeli chodzi o efektu wizualne. Mera i jej moc władania wodą jest świetnie narysowana i przedstawiona ciesząc oczy. Czekam na więcej tego typu kadrów i rysunków.

Ocena: 7/10



poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Upadek Avengers

     Jako dziewiąty tom kolekcji wydawnictwo Hattchette zaproponowało nam komiks, który z jednej strony jest przełomowy, z innej jubileuszowy, a z jeszcze innej jest nowym początkiem, lecz co najważniejsze, jest to bardzo dobry komiks. Upadek Avengers lub jak kto woli Avengers Disassembled składa się z czterech regularny komiksów plus wydania specjalnego zatytułowanego Avengers Finale. Całość kończy pewną erę w dziejach najliczniejszej grupy superbohaterów Marvela.

     Historia rozpoczyna najgorszy dzień w dziejach Avengers. Nagle u bram rezydencji pojawia się "Walet Kier", który został uznany za zmarłego, tylko po to aby spełnić swoje największe obawy. Wysadza się na oczach przyjaciół zabierając ze sobą Ant-Mana do świata zmarłych. Gdyby tego było mało, Tony Stark również nie próżnuje i na forum ONZ grozi śmiercią ambasadorowi Latverii. Oczywiście wszyscy od razu oskarżają go o powrót do alkoholu. Wydawać by się mogło, że gorzej być nie może. Jednak to dopiero początek tego co czeka mścicieli w tym mrocznym dniu.

     Za fabułę odpowiedzialny jest Brian Michael Bendis znany ze swoich poczynań i sukcesów w serii komiksowej Ultimate Spider-Man. Postanawia on przewrócić do góry nogami wszystko to co do tej pory zostało zrobione. Wie o tym, że jest to koniec pewnej ery dla mścicieli. Jak sam mówi, planował zrobić coś takiego od dziecka, i dostał taką możliwość. Wyszło to bardzo dobrze, bo mamy zarówno akcję, troszeczkę rozważań pomiędzy poszczególnymi bohaterami o przeszłości i jej wpływie na teraźniejszość oraz ckliwe momenty. I właśnie te ostatnie są perełkami umieszczonymi w komiksie. Mamy tu swoisty powrót do przeszłości, w małym stylu, lecz w dużym wykonaniu. Dzięki takim autorom jak Steve McNiven, George Perez, Steve Epting oraz Jimmy Cheung. To właśnie oni sprawiają, że zamykając komiks łza sama kręci się w oku. Nie zabraknie powrotów postaci, których się nie spodziewamy. Wszystko to w wielkim jubileuszowym stylu.

     Głównym rysownikiem tomu jest David Finch, który jest mniej znanym artystą. Niestety w wydaniu Hattchette nie dowiemy się nic o tym autorze i trzeba sięgnąć do niezastąpionego internetu. Rysunki bronią się i są wykonane z duża dokładnością, Finch dba o detale i światłocień. Genialną planszą jest powrót wszystkich obecnych i byłych Avengersów do zniszczonej siedziby. Naprawdę jest to kadr, który robi ogromne wrażenie. Dynamika podczas walk też jest niczego sobie. Jedynym zastrzeżeniem jakie mi się rzuciło w oczy to wykonanie przez Fincha twarzy niektórych bohaterów. W niektórych momentach widać, że nie jest on pewny swojej kreski.

     Bendis i Finch wspólnie przeprowadzają Avengers przez ten ciężki, mroczny dzień, którego traumatyczne skutki będą widoczne i odczuwalne przez bohaterów w kolejnych ich przygodach. Cały komiks utrzymany jest w mrocznym klimacie thrillera, lecz osoby znające wcześniejsze przygody mścicieli łatwo rozszyfrują, kto, co i dlaczego to robi. Sentymentalna końcówka i wspomnienia poległych przyjaciół też mogą wydać się przesadzone, lecz stanowią one fantastyczne rozwiązanie zarówno fabularne jak i wizualne całego komiksu, a zarazem serii. Mamy mocne jubileuszowe zakończenie, które jest początkiem nowej przygody Bendisa z Avengers i ich bohaterami.

Ocena: 8/10



Aquaman, Trench (1-4)

     Po restarcie jaki zafundowało nam DC we wrześniu 2011 roku, powstały 52 serie komiksowe. Jedne przetrwały do dziś i cieszą się dużą popularnością, inne natomiast zostały anulowane. A jeszcze inne mają dopiero wyjść lub też dopiero co zaczęły zdobywać rynek komiksowy. Jednym z ciekawszych i przełomowy tytułów okazał się Aquaman. Postać z której wielokrotnie się naśmiewano, drwiono i nie traktowano jej poważnie. Na szczęście to się zmieniło.

     W pierwszej opowieści składającej się z czterech zeszytów dowiadujemy się o tym, że Arthur zrezygnował z tronu Atlantydy i postanowił żyć sobie spokojnie z Merą w latarni morskiej jego ojca. Oczywiście od czasu, do czasu ratując ludzi i pomagając niewinnym. Okazuje się jednak, że w Amnesty Bay (swoją drogą bardzo ciekawa nazwa), znikają ludzie i pojawiają się potwory z głębin. Przypominają one podwodne monstra od H.P. Lovcrafta, co wg mnie jest bardzo interesujące. Dodatkowo są one wygłodniałe i mówią w bardzo dziwnym języku, którego nie rozumie Arthur. Cóż więc innego pozostaje Aquamanowi i jego ukochanej jak tylko wyruszyć do tytułowego rowu i zbadać co się tam dzieję, dlaczego są porywanie ludzie oraz co to za piraniopodobna rasa z, którą muszą walczyć.



     Seria zapowiada się bardzo dobrze, a to ze względu na autora scenariusza, którym jest Geoff Johns. Znany ze swoich scenariuszy w uniwersum Green Lanternów oraz dużych eventów jak Blackest Night. Za rysunki natomiast odpowiedzialny jest który współpracował już z Johnsem przy wspomnianej najczarniejszej nocy. Obaj panowie wprowadzili świeżość do uniwersum Aquamana. Obalając na każdym kroku wszystkie dowcipy i drwiny, jakie nagromadziły się przez wszystkie lata istnienia bohatera. Oczywiście w humorystyczny sposób np:" Aquaman zamawiający na lunch Fish and chips". Nie chce zdradzać wszystkich takich smaczków, ale jest to naprawdę duży plus dla tego komiksu. Historia jest dobrze napisana, z kilkoma zwrotami akcji i pytaniami, na które nie szybko dostaniemy odpowiedzi. Geoff Johns wszystko sobie dobrze przemyślał zanim wziął się za tą serie. Rysunki również stoją na bardzo wysokim poziomie i trafiają w mój gust. Pełno w nich dynamizmu, detali oraz pomysłowości, zwłaszcza w ukazywaniu mocy Mery. podsumowanie może być tylko i wyłącznie jedno. Komiks jest bardzo dobry, i jeżeli ktoś jest fanem pióra Johnsa, to jest to komiks obowiązkowy. Dla osób, które chcą zacząć swoją przygodę z DC również jest to pozycja po którą trzeba sięgnąć. Nowy początek, nowa historia oraz dobrze narysowany komiks to cechy, które opisują Aquaman - Trench.

Ocena:  9/10


środa, 3 kwietnia 2013

Age of Ultron, book 2 i 3

     Kolejne dwa zeszytu już ujrzały światło dzienne, i jest to bardzo dobra wiadomość. Event trzyma wysoki poziom i odpowiedzialny jest za to Brian Michael Bendis, który obecnie w Polsce być znany ze swojego komiksu "Avengers: Upadek" wydanego w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Oczywiście recenzja znajdzie się już niebawem na blogu, bo komiks warto przeczytać. Niemniej wróćmy do Age of Ultron.

     Drugi zeszyt przenosi nas do San Francisco gdzie spotykamy kolejnych bohaterów po przejściach. Tym razem są to oszpecona Black Widow oraz Moon Knight, który nie nosi swojego stroju. Widzimy, że tak jak w przypadku poprzedniej grypy z Nowego Yorku oni również ukrywają się przed siłami Ultrona. Fajnym nawiązaniem do innej serii komiksowej jest umieszczenie ich w kryjówce Furrego z czasów inwazji Skrulli. Największe wrażenie robi oczywiście tablica podejrzanych. W dalszej części komiksu przenosimy się do Central Parku gdzie Spider-Man opowiada wszystkim zebranym co się z nim działo, przed ratunkiem ze strony Hawkeye'a. Więcej nie zdradzę, bo musicie się sami przekonać co z tego wynikło.
     
     Trzeci tom rozpoczyna się od wprowadzenia w życie planu jaki został stworzony przez Capitana. Uważam, że całkiem zmyślnie został wybrany duet do jego wykonania. She-Hulk i Luke Cage to dwójka, którą oprócz wzajemnej miłości łączy gigantyczna siła i wytrzymałość. Bendis fajnie to sobie przemyślał. Dodatkowo przenosimy się do kolejnego zrujnowanego miasta, tym razem jest to Chicago gdzie spotykamy team: Red Hulk, Taskmaster i Czarna Pantera, który bardzo szybko zasila poległych bohaterów Marvela w AoU. Ross i jego niszczycielska siła miażdżą pomagierów Ultrona, zdobywając jedną głowę, dzięki której mogą uzyskać interesujące Taskmastera dane.

    Kolejne tomy zapowiadają nam naprawdę, bardzo dobry event, który nawet jeżeli okaże się w 100% alternatywną rzeczywistością to zostanie zapamiętany na długo. Bardzo dobry scenariusz z każdym zeszytem dodaje nowe pytania do puli, oraz częściowo odpowiada na poprzednie. Book Two jak dla mnie jest słabszy jeżeli chodzi o fabułę, co prawda jest to pierwsze pokazanie innego zniszczonego miasta, lecz akcja się w nim strasznie ciągnie. Trzeci zeszyt natomiast wgniata w fotel, zwłaszcza zakończenie, którego osobiście się nie spodziewałem. Cały komiks rysuje Bryan Hitch, który uzyskuje dynamizm w walkach a napięcie podczas rozmówi i scen statycznych. Co ważne nie zapomina o bohaterach drugo i trzecio-planowych, dzięki czemu nie są oni tylko tłem, lecz integralną częścią post-apokaliptycznego świata. Z miłą chęcią czekam na kolejne zeszyty.





Ocena drugiego zeszytu: 7/10
Ocena trzeciego zeszytu: 8/10  


poniedziałek, 18 marca 2013

Green Lantern Corps: Recharge

"In brightest day, in blackest night, no evil shall escape my sight! Let those who worship evil's might, beware my power, Green Lantern's light"


        Tak brzmi przywołanie wszystkich Green Lanternów. Jest to chyba najbardziej znana formułka wśród fanów komiksów, zwłaszcza, że maczał w niej palce Geoff Johns, wspaniały scenarzysta i guru jeżeli chodzi o świat latarników oraz nowego Aquamen'a. Dzięki niemu Hal Jordan oraz reszta ziemskich latarników stała się aktywnymi członkami zielonego korpusu, a "Recharge" to dopiero początek. 

         Komiks został wydany w 2005 roku i składał się z pięciu zeszytów. Historia restartuje nam cały korpus po wydarzeniach z 1994 roku kiedy to ostatnim latarnikiem został Kyle Rayner, a Hal Jordan zniszczył Costa City jako Prarallax. Może być to lekko zawiłe, dlatego DC postanowiło na nowo przywrócić chwałę korpusowi i rozpocząć nowy rozdział opowieści. Historia opowiada nam o tym jak Strażnicy Galaktyki - znani również jako niebieskie smerfy - wskrzeszają na nowo korpus zielonych latarni zwołując 3600 nowych rekrutów. Wzywają z pomocą honorowych latarników Kyla Raynera i Guya Gardera aby stacjonowali na Oa oraz pomagali w szkoleniu nowego narybka. Poznajemy dzięki temu kilku nowych bohaterów Soranik Natu, Vath Sarn oraz Isomota Kola. Dwóch ostatnich to ciekawy przypadek, gdyż należą do dwóch ras prowadzących ze sobą wojnę od wielu pokoleń. Tymczasem okazuje się, że kilku nowych rekrutów zginęło nieopodal czarnej dziury i systemu Vega. Oczywiście w sprawie śledztwa wyruszają ziemianie wraz z nowymi rekrutami.

          Nowy początek, nowi bohaterowie to zawsze coś ciekawego. Tym razem dostajemy to w dużym pakiecie z galaktyką do uratowania w tle. Seria Green Lantern Corps od restartu ma skupiać się na życiu mniej znanych postaci związanych z zielonymi pierścieniami. Hal Jordan, który stał się najbardziej znany z pośród ziemskich członków korpusu dostał swoją serię, dlatego w GLC główne skrzypce należą do Guya Gardenra oraz Kyla Raynera, który jest obecnie w posiadaniu mocy ION. Dodatkowo Johns postanowił wprowadzić kilka nowych postaci do tego uniwersum, które jak najbardziej się w nie wpasowują. Soranik Natu czyli pani doktor to pierwsza nowa bohaterka, która pomimo swojego pochodzenia i mentalności jest świetnie zaprezentowana i wypełnia lukę w drużynie. Dodatkowo przykuwa swoim wyglądem i późniejszymi relacjami z pewnym latarnikiem. kolejny plus to konfliktowy duet wiecznych wrogów Sarn i Kol. Muszą się oni nauczyć współpracy pomimo waśni jakie są pomiędzy ich rasami. Autorzy nie zapomnienie również o starych bohaterach bo mamy tu Green Mana, Steela, Salaka no i oczywiście sierżanta szkoleniowego Kilowoga, który jak zwykle musi pokazać rekrutom kto tu rządzi.

          Za fabułę odpowiedzialni są wspomniany już Geoff Johnes znany z serii "Green Lantern" oraz dużego eventu "Infinite Crisis", który dużo zmienił w uniwersum DC. Pomaga mu przy tym kolejny wspaniały scenarzysta Dave Gibbons znany z "Watchmen". Chłopaki odwalili kawał dobrej roboty. Mamy tu zarówno dowcip jak i akcje. Nawiązania, których używają nie wymagają aż tak dobrej znajomości uniwersum DC, co powoduje, że nowy czytelnik nie gubi się na samym początku. Dopełnieniem wszystkiego są rysunki Patricka Gleasona znanego z komiksów "Aquamen". Przedstawia on bardzo dobrze generowane przez latarników bronie i inne gadżety, a walki są pełne dynamizmu.

          Widać na pierwszy rzut oka, że mamy tu początek czegoś większego. Zmiana centralnych bohaterów oraz dołożenie całkiem nowych to świetne rozwiązanie dające wiele możliwości. Możemy tu zobaczyć jak to jest być nowym w korpusie i co to znaczy dla różnych osób. Każdy z bohaterów jest inny, a ich relacje i motywy są zupełnie inne co stwarza nam barwną drużynę o, której będzie się chciało czytać. Dodatkowo pojawiają się znane postacie takie jak Batman, Superman czy Wonder Woman. Chociaż ich wystąpienia to bardziej smaczek dla fanów to jest to plus pokazujący, że GL to nie coś osobnego lecz integralna część świata DC. Komiks jest zdecydowanie dla osób, które chcą rozpocząć swoją przygodę z uniwersum Green Lantern.

Ocena: 8/10


niedziela, 10 marca 2013

Asterix, tom 15 "Niezgoda"

Jest rok 50 przed narodzinami Chrystusa. Cała Galia jest podbija przez Rzymian. Cała? Jedna, jedyna osada, zamieszkała przez nieugiętych Galów, wciąż stawia opór najeźdźcom i uprzykrza życie legionistom rzymskim stacjonującym w obozach Rabarbarum, Akwarium, Relanium i Delirium.”

Przygody dzielnego Gala Asteriksa i jego wesołej wioski, rozbawiają kolejne pokolenia miłośników opowieści rysunkowych od ponad pięćdziesięciu lat. Komiks miał swój debiut na łamach magazynu „Pilote”, w październiku 1959 roku. Seria stworzona przez Rene Goscinnego (odpowiedzialnego za scenariusz do 24 albumów) oraz Alberta Uderzo (rysownika, który później zajął się również scenariuszem do przygód Galów). Stworzyli oni nie tylko wspaniały duet w swoich historiach, lecz również duet scenarzysta-rysownik. Dzięki czemu francuski komiks obu panów jest znany na całym świecie, a przygody ich bohaterów były wielokrotnie animowana i ekranizowane.

W piętnastym albumie komiksowych przygód zatytułowanym „Niezgoda” nasi bohaterowie żyją sobie w spokoju, wzajemnej życzliwości i zgodzie, planując urodziny Asparanoiksa - wodza wioski. Tymczasem w Rzymie Cezar ze swoimi senatorami rozgrywają polityczne porachunki. Władca imperium żąda pieniędzy i wojska na kolejne wyprawy, lecz opozycja uważa, że należy najpierw zaprowadzić porządek w krajach już podbitych. Oczywiście chodzi o jedyną wioskę Galów, która ciągle stawia opór „niepokonanym” legionistom. Rzymianie wiedzą, że siłą nie są w stanie ich złamać, dopóki będą oni w posiadaniu magicznego wywaru. Cezar zwołuje więc naradę podczas której, jeden z uczestników proponuje, by do rozbicia solidarności wrogów wykorzystać wichrzycielskie zdolności Tuliusza Destrukcjusza wytrawnego siewca niezgody. Asteriks wraz z przyjaciółmi będzie musiał zmierzyć się z zagrożeniem jakie ich jeszcze nie spotkało. A co z tego wyniknie, trzeba się przekonać samemu sięgając po ten album przygód Galów.

Najnowszy tom przygód zbliża powoli czytelników do końcówki wznowień trzeciej edycji albumów wydawanych przez Egmont. Historia Asteriksa i Obeliksa jak zwykle okraszona jest inteligentnym humorem, stworzonym przez Rene Goscinnego. Oprócz licznych gagów sytuacyjnych i słownych, komiks przekazuje czytelnikom pozytywne wartości jakimi w przypadku tego tomu są relacje międzyludzkie na podstawie zgody i przyjaźni. A przy okazji prezentowane jest to w humorystyczny i barwny sposób.
Jak to zwykle bywa w przygodach Asteriksa i Obeliksa nie zabraknie charakterystycznych postaci. Warto zwrócić uwagę na głównego sprawcę zamieszania czyli Tuliusz Destrukcjusz, który wprowadza zamęt wszędzie tam gdzie się tylko pojawi. Zarówno w senacie, wiosce galów, obozie legionistów czy też na galerze, która go przewozi. Nie zabrakło również mojej ulubionej części, czyli spotkania z piratami. Tym razem w troszeczkę innym wydaniu niż zwykle, co może pozytywnie zaskoczyć czytelnika. Nie zabraknie również nawiązań do różnego rodzaju osób. Tym razem mamy do czynienia z postacią króla Pyrrusa oraz karykaturą włoskiego aktora Lino Ventury, znanego głównie z ról policjantów. Wszyscy bohaterowie ukazują ludzkie słabości i pragnienia wywołane wpływem Destrukcjusza, oczywiście przerysowane i w krzywym zwierciadle.

Wspaniałe rysunki do których przyzwyczaił nas Albert Uderzo są elementem rozpoznawalnym niemal na całym świecie. Czytając komiks uśmiech sam ciśnie się na usta z każdym kolejnym kadrem. Dodatkowo cieszą one oko pieczołowitością i szczegółowością. Karykaturalna forma komiksu jest elementem rozpoznawalnym w kresce Uderzo, a dodatkowo świetnie obrazuje sytuacje z jakimi spotykają się nasi Galowie. Wiadome jest z góry jak potoczy się cała opowieść, Rzymianie przecież zawsze dostają bęcki. Nawet jeżeli w pobliżu nie ma Panoramiksa z magicznym wywarem. Warto również wspomnieć o przedstawieniu bitwy w formie jednostronnicowego kadru wraz z opisem i strzałkami, przypominającymi rozrysowaną taktykę meczu piłkarskiego. Niecodzienny sposób przedstawienia tej sytuacji na długo zapada w pamięci.

Przygody Asteriksa i Obeliksa są najbardziej znanym komiksem w Europie. Rene Goscinny i Albert Uderzo stworzyli niepowtarzalne dzieło, od którego trudno się oderwać. Każda historia to opowieść pełna humoru, zabawy i co najważniejsze można sięgać do niej wielokrotnie, i za każdym razem jest tak samo dobra. W piętnastym tomie doświadczamy wpływu Destrukcjusza, w wiosce, co jest świetnie zobrazowane i nietypowo przedstawione. Prosta historia w genialnej oprawie, tego możemy się spodziewać za każdym razem kiedy mamy do czynienia z przygodami dwóch Galów, chcących spokojnie jeść dziki wraz z nieodłącznym towarzyszem Idefiksem. Dodatkowo najnowsze polskie wydanie, którym uraczył nas Egmont, czaruje jeszcze bardziej swoimi pastelowymi barwami. Czy jeszcze czegoś potrzeba ?

Ocena: 8/10


Egzemplarz recenzencki udostępniony przez Bestiariusz.pl

czwartek, 7 marca 2013

Age of Ultron, Book One

No i jest nareszcie pierwszy zeszyt kolejnego eventu w wydawnictwie Marvel. Tym razem reklamowany jako historia z 616 uniwersum, a nie jakiegoś alternatywnego lub też nie jest to zaburzenie w czasie. Cóż zapowiada się ciekawie zwłaszcza, że Ultron to jeden z ciekawszych przeciwników Avengers. Ostatnio zraziłem się do eventów Marvela po przeczytaniu Fear Itself, czyli magiczne bronie z Asgardu trafiają na ziemię. AoU daje natomiast szansę.

W pierwszym zeszycie autorstwa Brian Michael Bendis, dostajemy jak zwykle więcej pytań niż odpowiedzi. I dobrze bo zeszyt pierwszy ma za zadanie wciągnąć czytelnika, i w moim przypadku się to udało. Jeżeli chodzi o akcję to mamy tu samotnego Hawkeye'a, który ratuje zmasakrowanego Spider-Mana z rąk... nie będę wam zdradzał ale jest to miłe zeskoczenie wprowadzenie tych dwóch panów. Jeżeli chodzi o świat to jest on bardzo ciekawie przedstawiony, widzimy mega zniszczenia jakie dokonał Ultron, w tym wrak Hellcarriera. Wszyscy superbohaterowie się ukrywają i nie ufają sobie nawzajem, jednym słowem Apokalipsa.

Za rysunki odpowiedzialny jest Bryan Hitch i uważam, że odwalił kawał dobrej roboty. Zwłaszcza jeżeli chodzi o bohaterów. Przedstawił ich w zupełnie nowej stylizacji, przynajmniej większość. W pierwszym numerze oprócz wspomnianych wcześniej postaci mamy She-Hulk, Starka (bez zbroi), Invisible Woman, Wolverina, Thinga, Luka Cagea oraz Emme Frost, co ciekaw tym razem bardzo ubraną, ale ta stylizacja mi odpowiada. Warto również przyjrzeć się scenie ataku Ultronów, przesunięcie kadrowe jakie wykonał Hitch jest naprawdę świetnym pomysłem.

Przyszedł czas na kilka słów kończących. Jako, że mamy dopiero pierwszy zeszyt to nie ma co go oceniać, poczekamy na kolejne, lecz warto sięgnąć po tę pozycje. Zwłaszcza, że jak wspominałem ma to być 616 uniwersum, czyli główny nurt Marvela. Jak do tego doszło? Co będzie dalej? Czas pokaże, ja jestem zainteresowany. Polecam nie tylko dla świetnych rysunków, ale również za ciekawe pytania jakie nasuwają się nam po przeczytaniu tego zeszytu.



sobota, 2 marca 2013

Spider-Man, Powrót do domu

Czas na pierwszą recenzje. Co ciekawe nie będzie to Green Lantern jak wiele osób znających mnie mogło by się spodziewać. Zacznę od czegoś co jest początkiem nowej kolekcji wydawanej w Polsce, a zarazem wg mnie troszeczkę strzałem w stopę jeżeli chodzi o wybór pierwszego tomu kolekcji. Chodzi o "Spider-Man: Powrót do domu", oryginalnie The Amazing Spider-Man vol.2 #30-35.

Komiks swoją fabuła ma dodać trochę mistycyzmu do całej serii o pająku, jednak ukazanie Parkera i jego mocy jako totemicznego pająka, jest wg mnie troszeczkę nie przemyślane. Owszem, wielu jego przeciwników ma swoje "odpowiedniki" w zwierzęcej formie (Rihno, Vulture, Puma, Scorpion, itp.), ale pierwiastek mistyczny jak określa to autor komiksu J.M.Straczyński to nie jest odświeżenie serii. Wprowadza pewnego rodzaju mętlik. Według niego dzięki temu główny bohater otrzymuje głębie, ale ta postać przez wszystkie lata pojawiania się na łamach komiksów, czy to serii regularnej czy też w gościnnych występach miała stworzony już profil, który był dobry, pomimo swoich kilku wad. Może i jest to odświeżenie, dzięki któremu nowi czytelnicy siądą do przygód Spider-Mana, lecz dla osób znających więcej historii komiks może okazać się nudny.

Zdecydowanie na plus jest postać Ezekiela, który jest tajemniczy, i nie do końca wiadomo o co mu chodzi, oraz dlaczego tak postępuje. Ciekawa postać dzięki, której miałem przyjemność z czytania tego komiksu. Z ciekawości mam zamiar przeczytać jeszcze kilka komiksów z jego udziałem. Na minus jest natomiast główny przeciwnik czyli Morlun. Przypomina mi on trochę Morgula z DC, duży napakowany złoczyńca, który mało co mówi i jest prawie niezniszczalny. Głód jaki ma na "totemy" jest fajnym pomysłem do wykorzystania z innymi bohaterami Marvela. Z jednej strony postać ciekawa z drugiej zwykły "tank", Spider pomimo swojej siły odbija się od niego jak piłka na ulicy. Niby ukazuje jego bezradność, lecz po takich bęckach jakie dostaje powinien wezwać Avengersów, a nie kombinować samemu :P

Rysunki przykuwają uwagę a to dzięki kresce J. Romita Jr, który odwalił kawał dobrej roboty. typowy komiks Amerykański i to widać. Dynamizm w walkach zachowany, postacie nakreślone bardzo dobrze nie ma się do czego przyczepić. W kwestii rysunków nie mam się do czego przyczepić.

No i małe podsumowanie. Hachette wypuszcza nową kolekcje, marketingowo zaczyna dobrze bo kto nie kocha "Superbohatera z sąsiedztwa", ale historia nie powala na kolana, zwłaszcza, że kilka lat temu ta historia była do kupienia w zeszytach i już wtedy się to nie przyjęło. Z jednej strony cieszy mnie, że ktoś wydaje w Polsce komiksy Marvela, zwłaszcza w takim wydaniu. Twarda okładka z genialnym artem na grzbiecie, ale chyba jestem już trochę za stary na przygody pajęczaka, którego uwielbiałem jako dzieciak. Wolę widzieć jego przygody na łamach innych komiksów i dużych crossoverów.

Ocena: 6/10