czwartek, 19 grudnia 2013

Rigor Mortis Arcygeniusz Zła - Epizod I: Upadek

„Rigor Mortis Arcygeniusz Zła” to komiks włoskiego autora, Riccardo Crosy. Za polską edycję tej humorystycznej opowieści fantasy odpowiada Black Monk Games, wydawnictwo dotychczas znane głównie za sprawą genialniej gry karcianej „Munchkin” oraz „Zombicade”. Cała historia mrocznego władcy rozgrywa się w Kragmorth, umieszczonym gdzieś daleko w kosmosie, na granicy wszechświata. Osobliwą cechą tego miejsca jest fakt, że przechodzą przez nie magiczne prądy, znacznie zmieniające działanie znanych nam praw fizyki.

Akcja pierwszego tomu, zatytułowanego „Upadek”, toczy się praktycznie w całości w mieście Mor-Ankharas, zamieszkiwanym przez typy spod ciemnej gwiazdy, zwaśnione rasy i różnego rodzaju podobne kreatury. Wśród nich jest tytułowy Arcygeniusz Zła – Rigor Mortis, zwany również Mrocznym Władcą. Z uwagi na jego chciwość, ciąg do pieniądza oraz paranie się czarną magią nie ma wątpliwości, że jest on antybohaterem, klasycznym przykładem kanciarza i kombinatora. Jego aparycja ciekawie z tym koresponduje: odziany w czerwony płaszcz trupia postać przypomina połączenie znanych ze Świata Dysku Rincewinda ze śmiercią. Pomocnikiem Rigora jest tępy osiłek imieniem Romulus. Choć sługa Mrocznego Władcy nie należy to najbystrzejszych, to okazuje się, że w Kragmorth kobietom zdecydowanie imponują muskularnie mężczyźni o sylwetkach kulturystów.

Komiks pełen jest słownych i sytuacyjnych gagów, choć całość owiano mroczną, magiczną aurą. Każda z postaci pojawiająca się na kartach opowieści posiada swój komediowy posmak. Dobry przykład stanowią mroczny demon imieniem Oko-Shimel oraz jego niewolnicy. Ci drudzy bardzo przypominają Bóla i Panika z animowanego filmu „Hercules”. Na tym jednak humorystyczne odniesienia do innych dzieł kultury się nie kończą, by wspomnieć chociażby o karykaturach wszechpotężnego Cthulhu. Riccardo Crosa żongluje znanymi konwencjami, bohaterami oraz wątkami. I trzeba przyznać, że wychodzi mu to naprawdę bardzo dobrze.

Oprawa graficzna również stoi na wysokim poziomie, zwłaszcza jeżeli chodzi o bohaterów drugoplanowych i płeć piękną. Ciekawym zabiegiem jest połączenie Rigora z ciałem przepięknej nagiej niewiasty, które to rozwiązanie sprawia, że męska część odbiorców niejednokrotnie będzie miała na czym zawiesić oko. Warto również zwrócić uwagę na Mor-Ankharas. Plenery są świetnym uzupełnieniem całości przygody. Zaznaczyć trzeba również, że komiks jest czarno-biały, co w ostatecznym rozrachunku okazuje się dobrym wyborem twórcy. Zabieg pozbawienia historii kolorów z jednej strony oddziałuje na wyobraźnię czytelnika, z drugiej – dodaje smaczku samej opowieści .

Atutem komiksu są umieszczone w tomie dodatki. Na początek dostajemy wstęp autorstwa Darii Pilarczyk, w którym dowiadujemy się nieco o planach wydawnictwa związanych ze światem Kragmorth. Kolejny dodatek to historia Cesarstwa i całego świata, dzięki którym po przeczytaniu komiksu możemy uzupełnić swoją wiedzę o tym uniwersum. Dostajemy również mini fragment powieści o Rigorze oraz wzmiankę o Larrym Elmore – słynnym twórcy ilustracji do D&D oraz Dragonlance. Nie zabrakło również promocji gry karcianej „Tak, Mroczny Władco!”, bezpośrednio nawiązującej do postaci Rigora. Jakby tego było mało, do rąk fanów oddano jeszcze dwa szkice bohaterów pierwszego tomu, które są bardzo dobrym dodatkiem utrzymanym w klimacie całego komiksu. 

„Upadek” to zdecydowanie dobry komiks, przy którym trudno jest się nudzić. Akcja pędzi niczym ekspres nie dając czytelnikowi złapać kolejnego tchu przy salwach śmiechu. Historia wciąga i bawi, jak mało która. Dzieło włoskiego twórcy śmiało konkurować może z najlepszymi komiksami zza oceanu. Zwłaszcza, jeśli dodatkowo weźmiemy pod uwagę wspomniane, czarno-białe rysunki oraz liczne dodatki, dzięki którym mamy możliwość zagłębienia się w świecie Kragmorth nie tylko w sferze komiksowej. Gdyby szukać w „Upadku” wad, można byłoby wskazać jedynie na dialogi, które sprawiają wrażenie schematyczne i niekiedy dość topornych. Nie zmienia to jednak faktu, że uniwersum Rigor Mortis, ów szalony, pełen humoru i magii świat, jest zdecydowanie warty poznania.  

Ocena: 8/10



Bardzo dziękuje Wydawnictwu Black Monk za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

niedziela, 27 października 2013

Star Wars Komiks 5/2013

Kolejny numer dwumiesięcznika Star Wars Komiks to mały jubileusz magazynu. Dlaczego? Ponieważ dokładnie pięć lat wstecz został wydany pierwszy numer tego pisma, a dokładniej we wrześniu 2008 roku. Dzięki temu na naszym rynku mamy już 53 numery regularnej serii oraz 24 numery specjalne. Jak widać Gwiezdne Wojny, nadal cieszą się dużym zainteresowaniem. W obecnym numerze dostajemy trzy zupełnie różne historie, rozgrywające się w w różnych latach.

Pierwsza opowieść zatytułowana "Razem samotni" autorstwa Wellesa Hartleya ukazuje nam początki kariery Deeny Shan, która dopiero co przystąpiła do Sojuszu Rebeliantów. Polskim czytelnikom znana jest z komiksu "Rebelia: Drobne zwycięstwa", gdzie odgrywa dużą rolę. Historia jest prosta, Deena jako żółtodziób zostaje wciągnięta w przygodę razem z księżniczką Leią oraz Hanem Solo, w którym oczywiście się podkochuje. Warto zaznaczyć, że opowieść rozgrywa się niedługo po bitwie o Yavine IV. Skupia się on, głównie na relacjach pomiędzy bohaterami, a nie na akcji. Nie umniejsza to jednak dynamice komiksu. Dodatkowym plusem jest sposób narracji, która jest prowadzona przez Deene oraz bardzo ładne zakończenie.

"W głębi lasu" to druga opowieść, która rozgrywa się w czasie Wojen Klonów. Dzięki niej dowiadujemy się dlaczego planeta Kashyyyk postanowiła przyłączyć się do Republiki. Historia jest prosta, bez cudowania, dzięki czemu można się skupić na warstwie wizualnej, a ta jest prześliczna. Za artystyczną kreskę odpowiada Sang Jun Lee, i trzeba przyznać, że jest to kawał dobrej roboty. Zwłaszcza jeżeli chodzi o dynamikę, i kadrowanie.

Ostatnią przygodą zaserwowaną przez Egmont jest "Niewidziani, niesłyszani". Czarno-biały komiks Dustina Weavera, jest perełką i najlepsza pozycją w tym numerze. Narratorem jest Visas Marr, niewidoma użytkowniczka mocy znana z gry "Knights of The Old Republic II". Dowiadujemy się jak to się stało, że została uczennicą Darth Nihilusa oraz ostatnią przedstawicielką swojego gatunku.

Star Wars Komiks 5/2013 to bardzo dobra pozycja i każdy fan znajdzie w tym numerze coś dla siebie. Mamy tu trzy zupełnie inne i odrębne historię, w trzech różnych klimatach. Warto sięgnąć po ten numer zwłaszcza dla czarno-białej opowieści o Visas, która jest genialnie narysowana a, każdy z kadrów to uczta dla oka. Jeżeli, ktoś nie jest jeszcze zdecydowany to niech wsiada w swój śmigacz i leci do kiosku bo naprawdę warto.

Ocena: 8/10


niedziela, 13 października 2013

Kapitan Ameryka, Nowy Początek

Po serii ataków terrorystycznych z 11 września 2001 roku Stany Zjednoczone muszą znaleźć sposób na powstrzymanie kolejnych zamachów. Kraj potrzebuje symbolu na przykładzie, którego szary obywatel będzie mógł się wzorować. Kogoś, kto stanie do walki w imię sprawiedliwości. Tym człowiekiem jest Steve Rogers aka. Kapitan Ameryka. Czy jego supermoce i niezłomny duch wystarczą aby pokonać widmo terroru?

Dziewiętnasty tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvel wydawanych przez Hachette, to specyficzna pozycja jeżeli chodzi o komiksy związane z symbolem wolności. Na duet John Ney Rieber i John Cassaday spadła duża odpowiedzialność aby stworzyć nowy run aby nie był on patetyczny oraz napompowany amerykańską propagandom. Wydanie zbiorcze zawiera sześć zeszytów, wydanych oryginalnie w 2002 roku. Cała seria Vol. 4 liczyła sobie 32 zeszyty.

Nowy początek okazał się dość kontrowersyjną pozycją dla fanów kapitana, zwłaszcza w zestawieniu z poprzednimi historiami. Jedni chwalili w jaki sposób Rogers okazuje odwagę, a inni uważali za komiks zbyt polityczny. Fabułę, można określić mianem "atak terrorystyczny", i mówi nam to wszystko o komiksie. Mamy złych terrorystów, którzy za wszelka cenę, chcą udowodnić, dlaczego USA to największe zło tego świata. Na ich drodze staje śmiertelnie poważne uosobienie amerykańskiego snu czyli Steve Rogers. Dodatkowo, z każdą akcją odkrywa on spisek, który jest wymierzony w amerykańską armię, dzięki nowoczesnym nieśmiertelnikom. Pomysł może nie jest zbyt dobry, jednak jego wykonanie również nie stoi na wysokim poziomie. Tak można pokrótce streścić całą fabułę, która niestety pomimo zapewnień autorów jest patetyczna i propagandowa. Sięgając po komiksy z kapitanem, można być przygotowanym na coś takiego, lecz nie tak w silnej dawce. Po lekturze przychodzi nam na myśl iż amerykanie to dumny i zadufany w sobie naród. O ile w latach 80 i 90, superbohater z flagą na piersiach mógł rozwiązywać takie problemy to w pewien sposób było to zabawne, teraz otrzymujemy poniekąd to sam tylko na poważnie.


Rysunki Johna Cassadaya stoją na bardzo wysokim poziomie i gdyby nie on i jego oprawa graficzna komiks byłby naprawdę tragiczny. Nie uświadczymy tu typowego rysunku z duża ilością detali. Rozstawienie kadrów i kolory nadają charakter powieści obrazkowej a nie komiksu akcji, do którego przyzwyczaiło nas wydawnictwo Marvel. Brak intensywnych kolorów prowadzi troszeczkę do spłaszczenia obrazu, dzięki czemu nie uświadczymy efektu przestrzeni i głębi. Warto również wspomnieć o okładkach, które są fenomenalne. Stylizowane na plakaty propagandowe są chyba największym atutem komiksu. Każdy fan komiksu mając możliwość powieszenia sobie takiej okładki w formie plakatu nie odmówiłby.

 Niestety "Nowy Początek" to komiks, który raczej nie przypadnie do gustu ani starszemu, ani młodszemu czytelnikowi. Zbyt duży patos, nawet jak na Kapitana Amerykę zabija ten komiks. Słabe dialogi jak i narracja dokładają niestety kolejną cegiełkę na szalę negatywów. Jedyne plusy tej historii to wspomniane okładki oraz rysunki w pierwszym rozdziale opowieści. John Ney Rieber stworzył historię, która nie trzyma w napięciu, jest mdła i warto o niej szybko zapomnieć sięgając po inne, ciekawsze przygody Kapitana. Przed sięgnięciem po ten komiks warto się dwa razy zastanowić, bo mając do wyboru dowolny inny komiks, chyba bym wybrał to drugie.

Ocena: 4/10


wtorek, 27 sierpnia 2013

Assassin's Creed 1, Desmond

Serii Assassin's Creed nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Gra wywarła tak duży wpływ na społeczeństwo, że osoby nie interesujące się tym rodzajem rozrywki słysząc ten tytuł są w stanie powiedzieć co to jest. Wiadomo również, że jest to kura znosząca złote jajka, co można zaobserwować gdyż oprócz masy gier, różnych gadżetów i książek przyszedł czas na komiksy. Wydawnictwo Sine Qua Non podjęło się wypuszczenia na nasz rynek właśnie tej serii, na fali popularności assasynów. Jak się jednak okazuje, było warto, gdyż komiks stoi na wysokim poziomie.

Desmond Miles, główny bohater opowieści (jak również gry) i ostatni z Asasynów, został uwięziony w najnowocześniejszym laboratorium naukowym kierowanym przez Templariuszy. Wbrew jego woli zostaje poddany serii testów, która mają na celu rozszyfrować tajemnice cennego dziedzictwa assasynów. Służy do tego zaawansowane technologicznie urządzenie zwane Animus, pozwalające przeglądać przeszłość przy użyciu pamięci genetycznej. Za pomocą urządzenia zwanego Animus zakon cofa go do przeszłości, do czasów starożytnego Rzymu, gdzie Desmond wciela się w swojego przodka – Aquliusa za pomocą pamięci genetycznej. Dzięki temu Templariusze mają możliwość obejrzenia przeszłości rodu Asasynów i rozwiązania tajemnicy ich cennego dziedzictwa.

Strona graficzna stoi na dobrym poziomie. Komiks wydany jest w dużym formacie co pozytywnie wpływa na wielkość poszczególnych klatek na stronie. Warto na początku zwrócić uwagę na okładkę, która przyciąga uwagę. Prezentuje ona połowę twarzy Assasina, nadając jej tajemniczości i zachęcając do sięgnięcia po komiks. Za rysunki odpowiada Djillali Defali, w którego pracach godne uwagi są konstrukcje plansz oraz dynamika kadrowania. Niestety sceny walki oraz mimika postaci wypada słabo. Na szczęście nie ma tego zbyt dużo. Spowodowane jest to chęcią stworzenia czegoś realistycznego a niestety wychodzi sztucznie. Bez problemu można by było zastąpić kadrami z gry i wyszło by to na dobre. 

Scenarzysta Eric Corbetran znany z pracy nad XIII - Mystery, rzuca nas na głęboką wodę. Początkowo osoba nie obeznana z grą może się zagubić. Cała historia odwołuje się w dużej mierze do gry, jednak wprowadzone są również dodatkowe elementy, w tym Aquilius - assasyn z czasów Imperium Rzymskiego. Wszystkie elementy fabularne są wprowadzane konsekwentnie i chociaż wymagają u czytelnika dużego skupienia, zbierają się w jedną spójną całość. 

Bohaterowie serii Assassin's Creed znani są na całym świecie, a komiks ukazał się również w Danii, Francji, Niemczech oraz Kanadzie. Nie porywa on oryginalnością lub też warstwą graficzną, co prawda przekraczamy granice czasu i nauki, lecz to dopiero początek przygody. Na plus wypada jednak założenie skończenia historii w trzech tomach. Zagorzali fani marki AC będą zachwyceni poprzez możliwość dalszego zgłębiania tego uniwersum, natomiast osoba sięgająca po komiks z czystej ciekawości może się rozczarować. Jest to niewątpliwi ciekawe doświadczenie, przeniesienie gry na łamy komiksu, który rządzi się zupełnie innymi prawami. Pierwszy tom to powolne badanie terenu, które wypada średni, jednak warto obserwować jak cała historia się rozwinie.

Ocena: 6/10




Bardzo dziękuje Wydawnictwu SQN za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Star Wars Dziedzictwo: "Kawałki"

Komiksowa kontynuacja Gwiezdnych wojen George'a Lucasa, której akcja rozgrywa się 125 lat po wydarzeniach znanych z filmu. Sithowie pod wodzą nowego lidera Darta Krayta sprzymierzają się z Imperium i wspólnie przygotowują intrygę, która doprowadza do zerwania Galaktycznego Sojuszu i pogrąża światy w brutalnej wojnie. W podzielonym Imperium szturmowcy walczą ze szturmowcami, zabójcy sithów ścigają obalonego Imperatora Roana Fela, a szpiedzy różnych stron próbują wytropić spadkobiercę legendarnego dziedzictwa - Cade'a Skywalkera. Cade szuka czegoś zupełnie innego. Chce uciec przed przeszłością w miejsce gdzie legła ona w gruzach - w ruinach Akademii Jedi na planecie Ossus.

"Kawałki" jak sama nazwa wskazuje składa oprócz tego, że jest wydaniem zbiorczym, przedstawia nam kilka zamkniętych historii. Skupiają się głównie na postaciach drugoplanowych jak również epizodycznych. Poznamy tu zupełnie nowych bohaterów jak również zobaczymy tych znanych z poprzedniego tomu. Dzięki temu uzyskujemy szerszy obraz świata jaki przedstawia nam seria "Dziedzictwo". Nie mamy tutaj takich stereotypów jak Imperium - źli, Rebelia - dobrzy. To wypada niewątpliwie na plus. Możemy poznać motywacje każdej ze stron konfliktu, które są całkiem złożone a dawne animozje nie dają niektórym spokoju. Oprócz opowieści "Duch" dobrze wypada historia "Sprzymierzeńcy", w której mamy próbę nawiązania sojuszu pomiędzy Rebeliantami a Imperialnymi. Słabiej wypada "Nowy" i "Gotów na śmierć", niestety oba są troszeczkę mdłe i o ile pierwszy zarysowuje nam problem z jakimi muszą borykać się szturmowcy walczący przeciwko sobie, to drugi jest tak naprawdę zapychaczem i ani nie pokazuje jakoś nowego uniwersum, ani nie pcha fabuły do przodu. Niestety minusem jest również zagrywki znane z amerykańskich komiksów czyli "niespodziewane" pojawienie się matki głównego bohatera i mistrza znanego z Wojen Klonów. Oczywiście nie zabraknie motywu "nietykalnych" głównych bohaterów, gdyż im nigdy nie może sie stać nic złego.

Warto zwrócić uwagę na zróżnicowanie graficzne prezentowane w "Kawałkach". Mamy tu aż czterech rysowników. Oprócz Jan Duursemy - głównej rysowniczki serii i współscenarzystki, możemy zobaczyć prace Adamma DeKrakera, Travela Foremana oraz Colina Wilsona. Ostatni z panów w przeszłości miał do czynienia z takimi tytułami jak "Batman" czy "Judge Dredd". Pomimo słabej fabuły jaką musiał przedstawić jego prace zachwycają i stoją na wysokim poziomie. Jego kreska wybija się pomimo komputerowych efektów i kolorów, które zostały nałożone na prace.

"Kawałki" to całkiem dobry komiks pomimo typowo amerykańskiego założenia, iż oczywiste rzeczy trzeba tłumaczyć wielokrotnie. Dla niektórych jest to zaletą i lubią ten styl. Z pewnością graficznie jest to ciekawe doświadczenie zwłaszcza, że mamy tu aż czterech artystów, którzy bardzo dobrze wywiązali się ze swojego zadania, a każdy z nich reprezentuje odmienny styl. Fani Gwiezdnych Wojen będą zadowolenia a "zwykły" komiksiarz przeczyta ten tom z zaciekawienia i sięgnie po kolejny, zwłaszcza, że świat prezentowany w Dziedzictwie to naprawdę coś nowego.

Ocena: 6/10

sobota, 10 sierpnia 2013

Star Wars komiks 4/2012

Star Wars Komiks to kolejna podróż w świat Gwiezdnych Wojen. Jak zwykle czekają w nim na nas przygody, emocjonujące walki, wybuchy i fortele. Tym razem dostajemy opowieść „Jedi: Shaak Ti” u nas zmieniono tytuł na „Jedi w potrzasku”.

Akcja komiksy rozgrywa się w pięć miesięcy po bitwie o Geonosis znanej z filmu „Atak Klonów”. Trwa obecnie bitwa o Brentall IV, w której mistrzyni Jedi Shaak Ti wraz ze swoim doborowym oddziałem klonów sprzymierza się z bardzo popularnym Jedi Quinlanem Vosem i raz z byłymi więźniami są jedyną szansą na zdobycie bazy wroga. Dzięki niej szala zwycięstwa może się przechylić na korzyść Republiki. Wśród zbiegów znajduje się kobieta imieniem Lyshaa, którą właśnie mistrzyni Ti osadziła w więzieniu za zabójstwo jej Padawana. Czy uda im się wspólnie walczyć przeciw separatystą, czy też chęć zemsty i zdrady weźmie górę? Na wszystkie te pytania otrzymamy odpowiedź w tym właśnie komiksie.

Komiks jest swego rodzaju ucztą dla oka, możemy w nim zobaczyć świetne efekty rodem z najlepszych hoolywodzkich produkcji. Rysunki zachwycają, zwłaszcza przedstawienie wszelkiego rodzaju starć, zarówno z użyciem miecza świetlnego jak i blasterów. Warto również zwrócić uwagę na aranżacje kolorów, które nadają dynamiki całemu komiksowi. Dzięki temu zabiegowi efekty wybuchów czy cieni wydają się bardziej realne. Wszystko za sprawą kreski Duursemy. Historia napisana przez Johna Ostrandera przebiega gdzieś obok całej sprawy i zdecydowanie brak w komiksie głównego bohatera. Mamy natomiast jak zwykle drugie dno całej opowieści a jest to wcześniej już wspomniana zemsta. Jest to odwieczny moralny dylemat czy za śmierć bliskich osób należy odpłacić. W komiksie nie mamy z kim się utożsamiać oraz nie jest określony lider całej operacji a zarazem historii. Przypomina to trochę film z masą efektów specjalnych. Nie należy zapominać jednak o tym, że jest to kolejny mały epizod z frontu Wojen Klonów.

Ten numer „Star Wars Komiks” należy zaliczyć do średnich jeżeli chodzi o komiksy rozgrywające się pomiędzy pierwszym a trzecim epizodem. Podsumowując całość nie jest zła. Komiks ma cieszyć oko, lecz zapomniano w nim o fabule, która dopełnia nam cały obraz. Jest ona potraktowana lekką ręką, a nie tego można się było spodziewać po Ostranderze. Duursema natomiast jest niewątpliwie królową, jeżeli chodzi o rysowanie historii związanych z gwiezdną sagą i to oka ratuje ten komiks. Ciekawostką jest błąd w jaki nas wprowadza okładka komiksu, oryginalnie jest to okładka komiksu zatytułowanego „Oblężenie Saleucami, tom 4”. Może postać Qunlana Vosa miała za zadanie zwabić czytelników do kupna komiksu. Dla fanów tej postaci oraz Wojen Klonów pozycja obowiązkowa. 

Ocena: 5/10

 

wtorek, 6 sierpnia 2013

Star Wars Dziedzictwo: "Złamany"

    „Dziedzictwo: Złamany” to pierwszy tom nowej serii komiksowej, która ujawnia nam historie będące białą kartą w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Za scenariusz odpowiedzialny jest John Ostrander, a rysunkami zajęła się Jan Duursema. Duet ten znany jest ze swojej wcześniejszej pracy nad fenomenalną serią komiksową „Republic” oraz za stworzenie postaci Quinlana Vosa.

    Akcja rozgrywa się 130 lat po bitwie o Yavin IV (zniszczenie pierwszej Gwiazdy Śmierci); połączone siły Imperium i Sithów atakują akademię Jedi. Odrodzony zakon Sithów zamierza wytępić wszystkich Jedi przy pomocy Imperium, które dzięki nowemu sprzymierzeńcowi rozproszyło Sojusz Galaktyczny. Tak oto prezentuje się tło historyczne całej serii. Osadzenie komiksu w tak odległych czasach, dało autorom duże pole do popisu i manewrowania. Mogą oni dzięki temu wprowadzać nowe postaci jak i odwoływać się do potomków znanych nam z poprzednich książek i komiksów. Jednym z nich okazuje się Cade Skywalker, młody łowca nagród, który ma głęboko gdzieś, co dzieje się w galaktyce i pod żadnym pozorem nie zamierza zostać ani Jedi, ani tym bardziej ratować galaktyki, w której panuje chaos. Jedyne, co dla niego się liczy, to jego załoga oraz dobrze wykonana robota.
    Możemy się doszukać podobieństw do klasycznej trylogii, jak np.: Jedi na wymarciu, Imperium rządzące galaktyką czy księżniczka w opałach. Tych podobieństw jest jednak garstka. Mamy dużo innowacji, jedną z ciekawszych jest pojawienie się armii Sithów pod przywódctwem Darth Krayt’a, który nie uznaje zasady znanej nam z filmów „Dwóch Sithów panujących jednocześnie – uczeń i mistrz”. W komiksie dostajemy nowy potężny zakon, w którym nie brakuje charakterystycznych postaci, zaczynając do urodziwej Twilekanki Darth Talon, a skończywszy na siepaczu Darth Nhil’u.
   
Graficznie komiks wygląda bardzo dobrze, zwłaszcza dla osób lubiących rysunki Jan Duursemy. Tak jak w poprzednich seriach, i tym razem dostajemy ładnie wykończoną kreskę, przepiękne tła oraz ciekawe nowe statki kosmiczne czerpiące inspiracje z klasycznych pojazdów. Jedynym minusem jest udziwnienie walk, które wyglądają jak połączenie kina azjatyckiego z planszami instruktażowymi akrobatyki. Niewątpliwie miłym dla oka zabiegiem są szczupłe, piękne i seksowne postacie kobiece. Widać dzięki temu, że komiks skierowany jest głównie na rynek amerykański, gdzie wielbione są właśnie takie bohaterki. Wcześniej w komiksach z serii „SW” nie przywiązywano aż tak dużej wagi do idealizowania postaci kobiecych, a zwłaszcza ich kształtów.
Polska wersja językowa wypadła naprawdę bardzo dobrze. Tłumaczeniem zajął się Maciej Drewnowski i zrobił to świetnie. Bardzo ciężko jest znaleźć błędy, jedyne co wpada w oczy osobom znających oryginalną wersję, to imiona kobiece. Są one tłumaczone na siłę na język polski, jest to jednak spowodowane zasadami pisowni imion żeńskich w naszym kraju. Oprócz tego, polski przekład nie psuje komiksu, lecz zachęca do czytania go w naszym rodzimym języku.

Na zakończenie trzeba powiedzieć, że komiks jest dobry. Egmont zrobił świetną robotę, przedstawiając nam wprowadzenie do dużej serii komiksowej, która dzieje się 130 lat po wydarzeniach ze starej trylogii. Jest to dobra pozycja zarówno dla maniaków Star Wars jak i osób, które dopiero zaczynają swoją historię z tym uniwersum. „Złamany” jako komiks to pozycja godna polecenia, zwłaszcza dzięki bardzo dobrym rysunkom i fabule, która wciągnie nas w całkowicie nowy świat Gwiezdnych Wojen.

Ocena: 9/10