wtorek, 10 czerwca 2014

Star Wars Komiks, 2/2013

Tym razem Star Wars Komiks to gratka dla starszych czytelników i fanów Gwiezdnych Wojen. Po pierwsze numer ma 64 strony a po drugie nareszcie na polskim rynku ukazał się komiks "Kres Imperium". Wiele osób czekało a wręcz domagało się wydania tej pozycji w naszym kraju, jako że jest to zakończenie serii wydanej jeszcze przez TM-Semic. Oczywiście jest też druga opowieść, tym razem osadzona w czasach Wojen Klonów oraz artykuł o dziejach Imperium.

"Wąwóz Śmierci" wydany pierwotnie jako Free Comic Book w 2009 roku to mały epizod w którym główną rolę odgrywa Kit Fisto. Separatyści zajęli tytułowy wąwóz, który jest kluczowy dla konfliktu na planecie Rishi. Rada Jedi wysyła zielonego mistrza aby poprowadził atak na elitarny oddział Geonozjon. Jak to zwykle bywa zielony zabawny Jedi wpada na niekonwencjonalny pomysł. Jaki? To każdy sam musi się przekonać. Scenariusz został zilustrowany przez Ramona K. Pereza i zdecydowanie pasuje do całej opowieści. Rysunki przypominają serial animowany i dzięki temu dobrze się to wpasowuje w całą opowieść. Kolory są żywe i intensywne co jest dodatkowym plusem. Ogólnie jest to krótka, szybka opowieść wzbudzająca uśmiech na twarzy czytelnika.

"Kres Imperium" to zakończenie genialnej serii w której w skład wchodzą Mroczne Imperium i Mroczne Imperium II. W Polsce obie historie wydane zostały prze TM-Semic, ale dopiero teraz Egmont dostarcza nam zamknięcie całej opowieści. Świadomość Palpatine'a znajduje się obecnie w ostatnim skolonowanym ciele. Niestety jest ono bardzo słabe, i używanie Mocy powoli je wyniszcza. Jedyną szansą na przetrwanie jest przeniesienie świadomości do nowego, młodszego oraz silniejszego ciała władającego mocą. Pada na dzieci Hana i Leii. Niestety to nie jedyny problem z jakim musi się borykać Galaktyczny Sojusz po 10 latach od zwycięstwa nad Endorem. Zjednoczone siły Imperium mają w rękach nową straszliwą broń, która jednym pociskiem jest w stanie niszczyć całe planety. Największym problemem opowieści jest to, że wszystko za szybko się dzieje. Niby jest to zakończenie większej historii, ale pierwotnie wydanie go w dwóch zeszytach to niestety mało stron. Negatywnie na całość wypływa trochę naciągane sytuacji, gdzie np: rebelianci bez problemu wdzierają się na gwiezdny niszczyciel, czy mroczni Jedi, którzy nie stanowią najmniejszego zagrożenia dla Luke'a i jego nowego zakonu. Rysunki są nadal utrzymane w klimacie co stanowi ciekawą zamkniętą całość, pomimo zmiany rysownika. Kolorystyka tym razem to zdecydowany plus, barwy są bardziej adekwatne do krajobrazu i bohaterów. Mamy to złotego C-3PO a nie żółtawego jak było to poprzednio. Kres Imperium to komiks na dobrym poziomie jak również zakończenie całej trylogii. Jedni mogę się czepiać szaty graficznej, inni fabuły, lecz nie da się wszystkim dogodzić. Jest to komiks specyficzny, zwłaszcza dla oka. Warto do niego sięgnąć i oderwać się od typowego amerykańskiego komiksu z superbohaterami i ślicznymi rysunkami.

Ocena: 8/10


wtorek, 20 maja 2014

Biały Orzeł #4, Wielka draka w stolicy

"Dobre bo Polskie", "Wspierajmy nasze produkty", takie i podobne hasła można bardzo często przeczytać w gazetach lub usłyszeć w telewizji. Czasami jednak warto się dwa razy zastanowić czy to tylko propaganda, czy może naprawdę warto. Niestety w przypadku komiksu Biały Orzeł a hasłem "Dobre bo Polskie" nie możemy postawić znaku równości. Na pewno nie po przeczytaniu czwartego numeru przygód warszawskiego superbohatera.

Historia rozpoczyna się od kadrów z dwoma bohaterami. Pan Pyta i Pan Odpowiada to dwie tajemnicze i intrygujące postaci, które od wieków podróżują razem w milczeniu. Pierwszy poprzez zadanie pytanie potrafi doprowadzić człowieka do obłędu. Drugi zna odpowiedzi na wszystkie pytania we wszechświecie. Ich rozmowa może doprowadzić do apokalipsy. To oni przyczynili się do wyginięcia dinozaurów czy epidemii dżumy. Tym razem obaj panowie postanowili zawitać do Warszawy, akurat wtedy gdy no stolicę wydostaje się horda potworów zwanych zalewakami. Jak się jednak szybko okazuje Biały Orzeł nie jest sam. Wzrasta bowiem konkurencja osób z nadprzyrodzonymi mocami oraz chęcią niesienia pomocy innym.

Fabuła pierwszego, dwutomowego zeszytu "Wielka draka w stolicy" nie jest porywająca. Czuć wszechogarniające zagrożenie jednak tak naprawdę jest ono potraktowane z dużym dystansem i widać, że więcej będzie się działo w kolejnym tomie. Interesującymi bohaterami są Pan Pyta i Pan Odpowiada, wprowadzają oni pewnego rodzaju mistyczność, jednak znów jest tego za mało i trzeba czekać na dalszą część historii. Przypomina to trochę bieg na 100 metrów, w którym recenzowany zeszyt to dopiero ustawianie się w blokach. Niestety cierpi na tym fabuła, która robi się mdła. Duża część zeszytu jest poświęcona na spotkanie głównego bohatera z Obywatelem. Nowym herosem, który na własną rękę stara się zwalczać oprychów panoszących się po stolicy. Uważa, że taki sposób jest efektywniejszy niż działania skorumpowanego wymiaru sprawiedliwości. Wprowadzenie kolejnego "pomocnik" lub też sojusznika to bardzo fajny pomysł jednak Obywatel to symbioza Casey Jonesa z TMNT oraz bohatera gry Borderland. Miłym zaskoczeniem jest pojawienie się jeszcze jednego herosa. Tym razem kobiety a raczej postaci znanej z mitów i legend. Chodzi oczywiście o Syrenę, która osobą znającym troszeczkę komiksy od razu będzie przypominać bohaterkę Witchblade. Czy nowi superherosi to pomysł innowacyjny? Zdecydowanie nie, owszem można czerpać ze znanych dobrze sprzedających się wzorców jednak ewidentnie widać kopie i wariacje znanych zagranicznych bohaterów. Tworzenie team-up z piękną Syreną to dobry pomysł, gdyż wielu osobom spodobają się jej wdzięki, a może wyniknie z tego coś ciekawego.

Dialogi niestety stoją na przeciętnym poziomie. O ile autorzy starają się dodawać troszeczkę humoru, to czasami wydaje się, że robią to zdecydowanie na siłę. Warto zwrócić uwagę na niektóre wypowiedzi głównego bohatera. Dla jednych mogą się one wydać infantylne jednak jest to bardzo dobrze wpleciona inspiracja sztampowymi wypowiedziami amerykańskich superbohaterów. W stosunku do poprzednich numerów uległa modyfikacji szata graficzna. Do zespołu dołączyła nowa osoba - Rex Lokus, który odpowiada za dobór kolorów i trzeba przyznać, że wypływa to bardzo pozytywnie. Najlepiej jest to widoczne na ilustracjach zajmujących całe strony. Trzeba przyznać, że tym razem nie poskąpiono i czytelnik będzie miło zaskoczony oglądając bohaterów i widowiskowe sceny w dużym formacie.

Czytając tytuł "Wielka draka w stolicy" przychodzi na myśl film z 1986 roku zatytułowany "Wielka draka w chińskiej dzielnicy" i o ile w tym drugim mamy ciekawe zwroty akcji, dobrze przedstawionych bohaterów, dynamicznie rozwijającą się fabułę, to w tym pierwszym tego wszystkiego brakuje. Owszem, trzeba pamiętać, że jest to pierwszy zeszyt, ale czy po słabym pierwszym numerze część czytelników będzie chciała sięgać po kolejny numer? Warto jednak dać szansę i zobaczyć jak rozwinie się sytuacja pomiędzy Białym a Syreną i czy stolica przetrwa atak wodnych potworów. Po raz kolejny trzeba stanąć przed dylematem, czy dawać kredyt zaufania autorom komiksu, czy też nie.

Ocena: 3/10



 Egzemplarz recenzencki udostępniony przez Bestiariusz.pl

sobota, 19 kwietnia 2014

Norka zagłady

Coraz częściej możemy się spotkać z niekonwencjonalnymi metodami nauczania dzieci i młodzieży. Powstają edukacyjne filmy, gry czy książki, ostatnio zaczęły pojawiać się też komiksy. Wypełniają one lukę pomiędzy rozrywką, jaką niosą „zwykłe” rysunkowe opowieści a historią, przekazującą wartości moralne. Ciężko jednak zachęcić młodego czytelnika do tego typu komiksu, kiedy ma do wyboru komediowego „Kaczora Donalda” czy brutalnych i heroicznych superbohaterów.

Tomasz Samojik jest polskim twórcą komiksów mieszkającym na skraju Puszczy Białowieskiej. Przelewa on na papier swoją pasję związaną z tym miejscem, tworząc przy tym zabawne i pouczające opowieści dla najmłodszych.

„Norka zagłady” to kontynuacją przygód ryjówek zamieszkujących krainę o nazwie Dolina ryjówek. W poprzedniej części, zatytułowanej „Norka przeznaczenia”, mali przyjaciele z głównym bohaterem – Dobrzykiem - na czele musieli stanąć przeciwko człowiekowi i jego wpływowi na dolinę. Tym razem będą musieli zmierzyć się z inwazją norek amerykańskich, które mają zamiar zagarnąć całą krainę tylko i wyłącznie dla siebie. Chociaż w „Norce zagłady” udało się w dość ciekawy sposób dokonać antropomorfizacji, nadając historii lekki posmak fantastyki, to rysunki Samojlika niestety nie zachwycają. Są bardzo uproszczone i niedopracowane. Kreska jest prosta, a tła bardzo barwne.
 

Owszem, autor odwzorowuje cechy charakterystyczne poszczególnych zwierząt i owadów, ale nie czyni tego z dużą dokładnością. Z drugiej strony, brak detali pokazuje jednak do kogo jest kierowana jest cała historia. W „Norce zagłady” nie znajdziemy również typowego komiksowego języka.

Samo wydanie prezentuje się bardzo dobrze. Dostajemy wysokiej klasy papier z drukiem doskonałej jakości, a wszystko to zamknięte w twardej oprawie. Akcja rozgrywa się w dobrym tempie, momentami niesie za sobą zabawne sytuacje. Komiks pokazuje, że bycie dobrym zawsze przynosi pozytywny efekt oraz, że gdy wyciągniemy do kogoś pomocną dłoń, w przyszłości ten fakt zaprocentuje. Dowiadujemy się również jak ważne jest dbanie o otaczające nas środowisko. Dodatkowo w zeszycie znajdziemy ciekawostki dotyczące polskiej przyrody. Związane jest to z miłością autora do Puszczy Białowieskiej. Odsyła on czytelnika do załącznika, w którym przekazuje wiedzę w sposób zgrabny i interesujący.


Również starsi czytelnicy znajdą w „Norce zagłady” coś dla siebie, chociaż znacznie mniej niż najmłodsi. Warto zauważyć, iż główny antagonista przypomina Darth'a Vader'a z „Gwiezdnych Wojen”, z drobną różnicą. Zamiast hełmu na głowie nosi on budkę dla ptaków. Nie brakuje również dowcipów związanych z jego oddechem i nawiązań do bohatera sagi Lucasa.

„Norka zagłady” skierowana jest przede wszystkim do dzieci. Niesie ona wiele wartości wychowawczych i edukacyjnych, które w tak ciekawej formie przynoszą wiele radości. Jest to dobry sposób na zaszczepienie pasji komiksowej rodzica w potomku. Tego typu publikacje są ważne zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy zarówno gry, książki i filmy emanują przemocą i strachem. W „Norce Zagłady” dostajemy natomiast coś bardzo pogodnego jak na realia komiksowe. Warto podkreślić, że jej wydanie jest dobrym posunięciem ze strony wydawnictwa – nie można bowiem skupiać się tylko i wyłącznie na ofercie przeznaczonej dla dorosłych czytelników. Warto kształcić świadomość komiksową wśród dzieci, które w przyszłości staną się potencjalnymi czytelnikami. 

Ocena: 4/10 

 

czwartek, 3 kwietnia 2014

She-Hulk, Samotna zielona kobieta

Nareszcie w kioskach i salonach prasowych można nabyć 34 tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Jest to numer wyjątkowy ponieważ główna postać jest mało znana czytelnikom w naszym kraju. Osobiście bardzo czekałem na ten tom, ze względu na to, że She-Hulk jest rewelacyjnie przedstawiana na łamach Avengers, F4 czy innych drużynowych tytułów. Jak wypada solowy występ kuzynki Bannera? Niestety nie za dobrze, a dlaczego to przekonacie się już za chwilę.

"Samotna zielona kobieta" to pierwsze sześć zeszytów przygód She-Hulk w nowej odsłonie. Wydanie zbiorcze to początek nowego rozdziału w jej życiu ponieważ zostaje ona wyrzucona z rezydencji Avengers oraz z obecnej pracy. Jednak młoda adwokatka się nie poddaje i stawia czoła prawdziwemu wyzwaniu. Trafia do wymarzonej kancelarii Goodman, Lieber, Kurtzberg & Holliway. Jak się szybko okazuje nie jest to zwykła kancelaria. Po pierwsze zajmuje się ona sprawami superbohaterów i superzłoczyńców, a na domiar tego w kancelarii ma być zatrudniona Jennifer Walters a nie szalona imprezowiczka She-Hulk. Pierwsze trzy sprawy przedstawione w komiksie to humorystyczne opowieści w których spotkamy zarówno znanych nam bohaterów z uniwersum Marvel jak i zupełnie nowych. Mamy tu sprawę Danger Mana - zwykłego pracownika, który wpada do radioaktywnego zbiornika, Spider-Man vs. J. J. Jameson - jest to chyba najzabawniejsza ze wszystkich opowieści, oraz tajemnicza śmierć w której będzie zeznawał duch. Trzeba przyznać, że każda ze spraw to osobna opowieść zasadniczo nie wpływająca na poprzednie. Dzięki temu tworzą zamkniętą całość.

Za scenariusz odpowiada Dan Slott, który trzeba przyznać świetnie bawi się konwencją humorystycznego spojrzenia na świat superbohaterów. Zadbał on również aby komiks był przystępny dla nowego czytelnika. Warto również zaznaczyć, że akcja nie rozgrywa się tylko i wyłącznie sali sądowej, ale nie uświadczymy tu również zmasowanej nawalanki jaką można spotkać w historiach pierwszego zielonego giganta w uniwersum Marvel. Głównie skupia się on na codziennych perypetiach Jennifer związanych z przeprowadzką, randkami czy imprezami. Ciekawym aspektem jest wykorzystanie komiksów Marvela jako dowodów w sprawach sądowych. Oczywiście jest to puszczenie oka w stronę czytelnika, oraz jedna z nielicznych serii gdzie bohaterowie mają świadomość tego, że ich perypetie są ilustrowane. Scenariusz został zilustrowany przez Paula Pelletiera oraz Juana Bobillo. Obaj panowie prezentują dość realistyczny styl rysowania, dobrze komponują kadry i nie skupiają się aż tak bardzo na szczegółach. Bobillo jednak pozwala sobie na pewne odchylenia i jego ilustracje bardziej przypominają serial animowany niż komiks. Dzięki temu lepiej się one komponują ze scenariuszem. Nie znaczy to, że Paul Pelletier źle rysuje. Po prostu jego rysunki w tym zestawieniu są poprawne. Warto również wspomnieć o okładkach poszczególnych zeszytów, które świetnie prezentują główną bohaterkę cyklu.

Niestety pomimo ciekawych rysunków i niby ciekawego scenariusza komiks nie zachwyca. Osobiście rozczarowałem się czytając go. Liczyłem bardziej na Jennifer z przygód Avengers czy F4. Niemniej nowa odsłona jest ciekawa, lecz nie wciąga tak bardzo jak inne serie z kuzynką Bannera. Owszem mamy tu dużo humoru zarówno słownego jak i sytuacyjnego, jednak to za mało. Zdecydowanie jest to komiks rozrywkowy, który może trafić w gust, lub też nie. Pomimo, że She-Hulk to typowa postać drugoplanowa, której solowe przygody nie wpływają na główny nurt uniwersum Marvel, jednak warto przynajmniej zapoznać się z małym skrawkiem jej przygód.

Ocena: 4/10


niedziela, 23 marca 2014

Ultimates: Superludzie

Wydawnictwo Hachette w dwudziestym czwartym tomie kolekcji poświęconej najciekawszym i najlepszym komiksom z uniwersum Marvela prezentuje nam coś, co jest obowiązkową pozycją dla każdego czytelnika komiksowego. Mowa tu oczywiście o Ultimates: Superludzie. Autor Mark Millar proponuje nam zdecydowanie nowy wizerunek jeżeli chodzi o flagową drużynę superbohaterów. Pierwsze sześć zeszytów umieszczonych w wydaniu zbiorczym świetnie prezentuje uniwersum Ultimates oraz ukazuje jaką drogę obierze ta historia.

Na samym początku opowieści zostajemy przeniesieni do 1945 roku gdzie śledzimy losy Kapitana Ameryki, który ma poświęca swoje życie niszcząc nazistowską superbroń skierowaną w samo serce Waszyngtonu. Następnie podążamy śladami Tonego Starka i jego wizyty w Himalajach, aby wreszcie trafić do roku 2002 i wraz z Bannerem i Furym oglądać zniszczenia jaki wyrządził Hulk w Nowym Jorku. To właśnie tutaj dyrektor Shield będzie kompletował swoją drużynę superludzi sponsorowaną przez rząd i w tym mieście stoczą oni swój pierwszy poważny bój. W pierwszy skład wejdą Kapitan Ameryka, Iron Man, Giant Man oraz Wasp. Nie zabraknie oczywiście nordyckiego boga Thora, tym razem w nieco innym dość specyficznym wydaniu.

 Ultimates to typowy komiks rozrywkowy. Nie stara się być dziełem ambitnym, dzięki czemu jest tak dobry. Rysunki Bryana Hitcha to klasa sama w sobie. Odnosi się wrażenie, że zamiast czytać komiks oglądamy film. Pełne dynamiki rysunki w scenach walk mogłyby spokojnie być samowystarczalnymi artami. Realistyczna kreska oraz ładne kadry wprowadzają świeżość i ciekawy klimat. Hitch nie oszczędza w szczegółach, rewelacyjnie odświeżył wygląd bohaterów na miarę XXI wieku dodając im odrobiny epickości. Warto przy okazji zwrócić uwagę na postać Furego, który przypomina Samuela L. Jaksona, a komiks ukazał się na rynku zanim powstało filmowe uniwersum Marvela. Świetne rysunki to nie wszystko, bo oprócz operatora w tym hollywodzkim przedsięwzięciu potrzebny jest reżyser i scenarzysta, a w tym przypadku jest to Mark Millar. Scenariusz stoi na bardzo wysokim poziomie, bohaterowie są prawdziwi i przekonujący. Autor postarał się o to aby byli oni uwspółcześnieni. Przykładem może być spotkanie z prezydentem Bushem, czy rozmowa o ekranizacji filmowej przygód drużyny. I tu natrafiamy na ciekawostkę, Fury wymienia Samuela L. Jaksona jako aktora mogącego zagrać jego postać (Millar trafia idealnie). Wszystko to uzupełniają bardzo dobre dialogi z duża dozą humoru. Warto również zaznaczyć, że komiks przedstawia bohaterów dla starszych czytelników. Natrafimy tu na dwuznaczne sytuacje oraz wulgarny język.

Nowa wizja mścicieli to rozrywka w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie zabraknie również spokojniejszych sytuacji gdzie będzie można poznać naszych nowych/starych bohaterów. Cała historia tworzy spójną całość i nie sposób się nudzić. Jest to jeden z najlepszych komiksów ostatnich lat i warto po niego sięgnąć. Będą nim zachwyceni zarówno nowi jak i starzy czytelnicy, a nowe uniwersum Ultimates to czysta karta, którą trzeba zapełnić, co wyśmienicie robi Mark Millar.

Ocena: 10/10


piątek, 14 marca 2014

Tajemnica "Plaży w Pourville"

Wielki powrót jednego z najpopularniejszych bohaterów polskich komiksów. Legenda dawnych czasów znowu w akcji. Najlepsi agenci brytyjskiego Secret Service czy amerykańskiego CIA mogą, co najwyżej, kryć się w jego cieniu. Kapitan Żbik, w randze pułkownika, znowu wyrusza do akcji – tym razem w historii opartej na faktach.

Jan Żbik, czyli najbardziej znany milicjant komiksowy z czasów PRL-u, powraca za sprawą wydawnictwa Kultura Gniewu. Miało być szumnie i z przytupem, a tymczasem okazało się, że w obecnym ustroju politycznym dla kultowego komiksu nie ma już miejsca. Nawet reedycja, która została przygotowana przez wydawnictwo Muza, nie wywołała przewidywanej rewolucji. Wręcz przeciwnie – spotkała się z niechęcią fanów komiksowej serii. Również album wydany w 2006 roku przez Mandragorę, zatytułowany „Kim jest «Biała Mewa»” nie uzyskał pozytywnych opinii, a główny grafik, Michał Śledziński, zrezygnował z udziału w projekcie już po pierwszym zeszycie. „Tajemnica «Plaży w Pourville»”, czyli najnowszy odcinek przygód autorstwa Władysława Krupka, niestety przyłącza się do upadku kultowej serii.

Zeszyt jest zbiorczym wydaniem gazetowych przedruków z „Bezpłatnego Tygodnika Poznańskiego” z lat 2003-2004. Dodatkowo zostały dołożone trzy strony, które nigdy wcześniej nie były publikowane. Fabuła komiksu jest dość luźno powiązana z aferą medialną, która miała miejsce w 2000 roku, kiedy z poznańskiego muzeum został skradziony obraz Claude'a Moneta, „Plaża w Pourville”. Pomimo usilnych starań policji, płótna nie udało się odzyskać od razu. Sprawa została rozwiązana dopiero dwa lata później i to zupełnie przypadkowo. Ta sytuacja stała się punktem wyjścia dla historii zawartej w komiksie. Policja nie radzi sobie ze śledztwem i zwraca się o pomoc do Jana Żbika – legendarnego pułkownika, obecnie w stanie spoczynku. Mężczyzna nie działa jednak w pojedynkę, korzysta ze wsparcia wnuka Michała – funkcjonariusza Centralnego Biura Śledczego. Możemy dzięki temu zaobserwować, w jaki sposób dwa pokolenia stróżów prawa starają się wspólnie rozwiązać sprawę. Niestety, głównym bohaterem nie jest zasłużony pułkownik, ale jego młodszy krewny. Kultowy komisarz to tylko dodatek, który wnosi trochę archaicznego klimatu i przywołuje fanom serii wspomnienia.

Cały komiks jest przepełniony mało wiarygodną fabułą, brakuje również zaskakujących zwrotów akcji. Tropiąc przestępców Michał przemierza prawie pół świata, żeby ostatecznie znów trafić do Polski. Rodzimi policjanci przedstawieni są jako wzór elegancji, w dobrze skrojonych mundurach. Mówi się o nich w samych superlatywach. Widać wyraźną różnicę pomiędzy złymi, a dobrymi bohaterami. Wszyscy wyrażają się w bardzo specyficzny sposób zarówno w dialogach służbowych, rozmowach prywatnych, jak i podczas monologów wewnętrznych. Język jest zdecydowanie przestarzały. Władysław Krupka, z racji swojego wieku, nie poczuwa się do tworzenia dialogów w typowo nowoczesny sposób, przez co rozmowy bohaterów są po prostu drętwe. Autor zdecydowanie powinien skoncentrować się na samych przygodach Żbika, natomiast pisanie scenariusza mógłby powierzyć komuś innemu. Trzeba jednak pamiętać, że nie jest z wykształcenia scenarzystą, a pułkownikiem Milicji Obywatelskiej.

Największym plusem komiksu jest próba rekonstrukcji dawnego stylu i formy. Co prawda, nie udało się tego dokonać w 100% – głównie ze względu na papier i lakierowaną okładkę. Technika poszła do przodu i wydanie niestety na tym traci. Dodatkowego klimatu dodają za to szramy na okładce oraz format zeszytowy komiksu. Dzięki takiemu rozwiązaniu nie zajmuje dużo miejsca. Oczywiście nie mogło zabraknąć listu-przestrogi od pułkownika Jana Żbika, w którym możemy dowiedzieć się o marnym losie Wojtka, który udostępnił nielegalnie pliki w Internecie. Szkoda, że to początkowe przerysowanie formy nie zostało rozwinięte. Dalej czytelnika czeka już tylko nudna historia bez polotu.

Kultura Gniewu dużo ryzykowała wydając ten komiks. Niestety, nie był to trafiony pomysł. Pomimo całej legendy, jaką owiany jest Żbik, w dzisiejszych czasach nie ma już dla niego miejsca. Szkoda, że „Tajemnica «Plaży w Pourville»” okazała się wyłącznie kolekcjonerskim nabytkiem dla fanów serii, a nie komiksem zachęcającym nowych czytelników.

Ocena: 3/10



piątek, 7 marca 2014

Star Wars Komiks 1/2013

Pierwszy numer komiksu poświęconego serii Star Wars w 2013 jest bardzo wyjątkowy. A dlaczego ? Ponieważ w środku znajdujemy jedną zamkniętą historię a nie jak to nas zwykle bywa kilka. Tym razem jest to opowieść rozgrywająca się w okresie starej trylogii i skupia się na postaci Hana Solo. Pierwotnie został on wydany jako cykl "Empire" numery 24-25 w 2004/2005 roku.

"Układ Idioty" bo taki tytuł nosi komiks odnosi się do popularnej gry karcianej Sabak. Jest to najpopularniejsza forma hazardu w galaktyce. W partii może brać udział nieograniczona liczba graczy, a polega ona na tym aby uzyskać w kartach wartość zbliżoną do upragnionego 23 lub -23. Ten kto uzyska 23 ma wspomnianego Sabaka, jednak najlepszą możliwością jest układ z kartą idioty o wartości zero. Tym razem Han Solo i Chewbacca wyruszają z tajną misją dla sojuszu Rebeliantów w celu pozyskania potrzebnych zasobów. Zadanie wydaje się być banalne jednak przeszłość zawsze deptała po piętach kapitanowi Sokoła Milleniu, i tym razem go dopada. Z jednej partii sabaka i spotkania z dawną znajomą nie może wywiązać się nic pozytywnego. Dodajmy do tego wściekłego bothanina na usługach Imperium i mieszanka wybuchowa jest gotowa. Czego chcieć więcej?

Akcja z każdą stroną wciąga nas coraz bardziej, a im dalej tym lepiej. W pewnym momencie nie zwracamy nawet uwagi na największy minus komiksu jakim są rysunki. W ich tworzeniu uczestniczyło dwóch rysowników Jeff Johnson oraz Joe Corroney. Niestety pomiędzy nimi jest gigantyczna przepaść. O ile drugi prezentuję dobry poziom i klasę, to pierwszy niestety nie dorasta mu do pięt. Jego rysunki są naprawdę złe, a Han Solo zupełnie nie przypomina Harrisona Forda, a Leia wygląda jak mała dziewczynka z zadartym noskiem. Niestety dzięki temu pierwsza część zdecydowanie traci klimat. Warto również wspomnieć o powrocie pewnego bohatera. Znany z komiksu "Cel: Vader" bothanin Jib Kopatha, który jak to w zwyczaju ma jego rasa zajmuje się informacjami, a ściślej mówiąc sprzedażą ich.

Zdecydowanym plusem komiksu jest brawurowa akcja oraz rysunki Corroneya. Dzięki temu mamy wysoki poziom znany z serii Empire, jednak nie są to wyżyny cyklu. Han Solo jako główny bohater to bardzo dobre rozwiązanie, dzięki temu odczuwa się znów klimat starej trylogii, która wszyscy fani tak bardzo kochają.

Ocena: 6/10